Polska kinematografia poniosła w ostatnich latach niejedną klęskę. Wszystko jednak, co do 30 września 2011 r. uważano za filmową porażkę, urasta do rangi arcydzieła w porównaniu z największą polską artystyczną pomyłką o wdzięcznym tytule 1920 Bitwa warszawska 3D. Nigdy wcześniej film polski z takim hukiem nie uderzył o dno.
Pomimo ponad trzech miesięcy od premiery, megaprodukcja Jerzego Hoffmana wciąż rezyduje w niektórych kinach. Kurczowo trzyma się portfeli tych widzów, którzy jeszcze jakimś cudem uniknęli kontaktu z tym dziełem. Ja udałem się na seans niejako z poczucia obowiązku, wszak Bitwa warszawska to pierwsza polska produkcja zrealizowana w technologii 3D. Kamień milowy, chciałoby się powiedzieć. Okazało się, że jest to raczej jeden z kamieni ciągnących film Hoffmana w otchłań artystycznej niepamięci.
Nie wiem, od czego zacząć. Czy od fatalnego, niewiarygodnie sztucznego aktorstwa całego zespołu, począwszy od groteskowego Daniela Olbrychskiego, przez komicznego – w sposób niezamierzony – Borysa Szyca, aż po niemającą pojęcia o dramaturgii Nataszę Urbańską? Hoffman odkurzył nawet Aleksandra Domogarowa, chałturzącego ostatnio w Rosji. A może zacznę od niezrozumiałej narracji, mającej na celu wyeksponowanie licznych talentów Urbańskiej, a zawierającej dziesiątki kompletnie zbędnych scen (np. wizyta kanonika Adamskiego na Belwederze)? Nie, najlepiej będzie, jeżeli skupię się na formie, bo w zasadzie głównie z jej powodu wybrałem się do kina.
Podobno w celu jak najbardziej realistycznego odtworzenia Polski roku 1920 zatrudniono sztab ekspertów. Podobno, bo na ekranie wpadki aż kłują w oczy. Niewłaściwe mundury, plastikowe okna w domach, anteny telewizyjne na dachach – lista jest długa. Jak, przy takiej liczbie pracujących przy filmie specjalistów, można było dopuścić do tak karygodnej ilości błędów? Widzowie mają pełne prawo poczuć się przez Hoffmana oszukani – wcisnął im bubel, po którym nie do końca widać jeden z największych budżetów polskiej kinematografii. Nie ratują Bitwy zdjęcia, mimo, że wykonane były przez światowej sławy specjalistę, Sławomira Idziaka. Nie wiem, co stało się ze zdobywcą Oscara, ale irytująco skacząca kamera, nieznośne zbliżenia i ujęcia zupełnie niezwiązane z wydarzeniami na ekranie powodują, że tę katastrofę ogląda się jeszcze gorzej. Nawet sceny batalistyczne, kluczowe przecież dla widowisk historycznych, pełne umierających w zwolnionym tempie kawalerzystów, nie są w stanie wynagrodzić tych męk.
A to jeszcze nie koniec. Hoffman stwierdził, że skoro to 3D, to trzeba w historyczną epopeję wpleść kiczowatą widowiskowość, dlatego mamy na ekranie kiepskiej jakości fechtunek, przesycony wszech-Nataszą kabaret i fruwające wszędzie trzewia i kończyny. Mało tego – dla lubiących tanie efekciarstwo wiekowy reżyser przygotował elementy otoczenia wyrządzające krzywdę obiektywowi kamery: spadające ze skarpy zwłoki tłuką soczewkę, zachlapuje ją krew bądź zasypuje okopowe błoto. Proszę państwa, realizm w stylu gore!
A w tle muzyczna kanonada: Krzesimir Dębski bombarduje na przemian patetyczną muzyką orkiestrową i dramatycznymi sonatami, a w chwilach, gdy dudnienie ustaje, o wojence śpiewa nam nie kto inny, jak Natasza. Jedynym światełkiem w tym tunelu gówna i kiczu jest Adam Ferency, nomen omen zapadający w pamięć gównianym dialogiem z Szycem – jego świetna, autoironiczna rola jest zbyt mała, by mogła uratować to pseudowidowisko. Nie można tu też wspomnieć o scenariuszu – ledwie pretekst, jakim było jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski, zniszczono tu doszczętnie infantylnym romansem i spłyconym kontekstem historycznym. Brak tu relacji pomiędzy bohaterami, jest za to wojskowy-pijaczyna, arystokratka w okopach i ani grama wartych uwagi dialogów. No i jest strzelająca z CKM-u Urbańska.
Pułkownik Wieniawa-Długopolski, w którego wciela się Bogusław Linda, mówi w filmie: Czysta wódka ani honoru ani munduru nie plami. Czysta tandeta jednak plami nie tylko honor każdego, kto wziął udział w tym antyfilmowym projekcie – plami całą polską kinematografię i sztukę. Pan Hoffman, człowiek doświadczony i bez wątpienia zdolny, sprawił, że już nigdy więcej nie wydam ciężko zarobionych pieniędzy na cokolwiek, co wyjdzie spod jego ręki. A śliczna Natasza niech zajmie się pozowaniem do zdjęć lub śpiewaniem, bo aktorstwo – tak, panie Józefowicz! – jest ostatnią rzeczą, do jakiej się nadaje.
Tytuł: 1920 Bitwa warszawska 3D
Premiera: 30.09.2011
Reżyseria: Jerzy Hoffman
Scenariusz: Jarosław Sokół, Jerzy Hoffman
Zdjęcia: Sławomir Idziak
Muzyka: Krzesimir Dębski
Obsada: Borys Szyc, Natasza Urbańska, Daniel Olbrychski, Jerzy Bończak, Adam Ferency, Bogusław Linda, Aleksandr Domogarow, Ewa Wiśniewska, Michał Żebrowski, Łukasz Garlicki, Piotr Głowacki, Wojciech Solarz