Kino wojenne to konwencja, w której od lat nie dzieje się zbyt wiele. Po sukcesach Szeregowca Ryana, Cienkiej czerwonej linii i Helikoptera w ogniu nastały lata posuchy, które postanowił zakończyć sam Mel Gibson, kręcąc Przełęcz ocalonych. Czy mu się udało? Mimo że historia służby wojskowej Desmonda Dossa, legendarnego pacyfisty walczącego w II wojnie światowej, to nie ta sama kategoria wagowa, co wyżej wymienione tytuły, to Gibsonowi udało się stworzyć film o podobnym rozmachu i oddziaływaniu.
Przełęcz ocalonych to dzieło o dwóch twarzach. Z jednej strony jest to opowieść ckliwa i przesłodzona, zwłaszcza w pierwszej części filmu. Z drugiej jednak projekt Gibsona po kilkudziesięciu minutach zmienia się w prawdziwe batalistyczne widowisko, perfekcyjnie zrealizowane nie tylko pod względem wizualnym, ale też dźwiękowym. Problem polega na tym, że dla widzów poszukujących w Przełęczy ocalonych właśnie militarnego rozmachu, ta pierwsza część filmu, niezno, śnie rozwleczona, może okazać się nie do przejścia. Gibson poświęca bowiem mnóstwo czasu na ukazanie wydarzeń prowadzących do rozpoczęcia służby przez Dossa (Andrew Garfield), zwłaszcza jego związku uczuciowego z Dorothy Schutte (Teresa Palmer). W tej części filmu reżyser skupia się także na ideologicznych pobudkach bohatera, który pragnie służyć w armii, ale stanowczo sprzeciwia się użycia broni. Gdy już trafia do jednostki, z miejsca staje się wrogiem nie tylko dowództwa, ale także kolegów z oddziału.
Ukazując codzienne znoje Dossa, Gibson ulega pokusie, by idealizować swego bohatera i wynosić go na piedestał. Każda wypowiedź Desmonda jest natchniona, a wyjątkowo subtelna kreacja Garfielda przybliża jego postać raczej do świętego niż żołnierza-idealisty. Kolejne sceny składają się na niezwykły hołd dla człowieka, który odważył się być pacyfistą w czasach, gdy królowała żądza zabijania. Z każdego ujęcia i dialogu bije niesamowity podziw, jakim darzy swojego bohatera Gibson, a kolejne akcenty w jego historii mają za zadanie wzbudzenie tego podziwu w widzach. I to udaje się bezbłędnie – Garfielda raczej nie da się nie lubić, choć zaakceptowanie tej krystalicznie szlachetnej wymaga swoistego zawieszenia niewiary. Przełęcz ocalonych to jednak film, który z założenia miał być odpowiedzią na tęsknotę za bohaterami niezłomnymi i jako taki spełnia swą rolę znakomicie.
Trudno o filmie Gibsona napisać coś więcej. Nie jest to rewolucja w kinie wojennym, ale też wobec panującej w tym nurcie mizerii Przełęcz ocalonych jest dziełem zdecydowanie wyróżniającym się i wartym obejrzenia. Zapoznanie się z filmową biografią Desmonda Dossa nie jest zadaniem obowiązkowym dla fanów kina, ale szlachetny rodowód tego dzieła, jak również techniczna maestria, z jaką go przygotowano (zdjęcia Simona Duggana!), zachęcają do seansu – koniecznie w jak najwyższej jakości obrazu i dźwięku. Mel Gibson nie zwykł bowiem kręcić filmów, które szybko się zapomina.
Tytuł: Przełęcz ocalonych
Tytuł oryginalny: Hacksaw Ridge
Premiera: 4.09.2016
Reżyseria: Mel Gibson
Scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Obsada: Andrew Garfield, Hugo Weaving, Teresa Palmer, Luke Bracey, Vince Vaughn, Sam Worthington