Seven Pounds to film silny. W jakim sensie? Nie do końca wiem. Po prostu to słowo wg mnie najlepiej opisuje te 117 minut filmu. Dokładnie 117, bo film ogląda się całym sobą od początku do końca. O ile jest się wrażliwym na tyle, by móc poddać się emocjom w tym dziele zawartym.
Poznajcie Bena Thomasa – agenta podatkowego, którego nieprzyjemnym obowiązkiem jest namierzanie tych, którzy fiskusowi w bardziej lub mniej wybredny sposób próbują uciec. Ben klasyfikuje ludzi, a robi to po to, by, jak sam mówi, „nie oddać komuś przysługi, na którą nie zasługuje”. Ben Thomas to Will Smith. Nie oglądałem Pursuit of Happiness, ale słyszałem, że te dwie jego role prezentują ten sam, wysoki poziom. Jeśli tak jest, muszę gdzieś dorwać Pursuit…, bo podobała mi się rola Smitha. Nie gania robotów ani zombie, ale jest po prostu człowiekiem. Człowiekiem z rozterkami, z brzemieniem, które każdego dnia musi podnosić wraz z powiekami. Jego postać to skomplikowana osoba. Momentami miałem wrażenie, że jego bohater zażywa jakieś dragi, bo jego niekontrolowane uśmiechy i równie nagłe ich znikanie były co najmniej niepokojące, ale na szczęście im dłużej oglądamy, tym narkotycznego zachowania mniej.
A więcej aktorstwa przez duże A.
Ten film ogląda się z zapałem, bo tak naprawdę dopiero w jego drugiej połowie dowiadujemy się, o co tak naprawdę chodzi. Bo nie chodzi tylko o miłość pomiędzy Benem i jedną z jego czarnej podatkowej listy – Emily. Chodzi o uporanie się z przeszłością, o to, jak człowiek sam wymierza sobie pokutę i formę zadośćuczynienia za popełnione grzechy. To na pewno nie jest film łatwy, ale to film silny. Bo choćby końcówka obroni się znakomicie. Bo gra aktorska jest na znakomitym poziomie. Bo muzyka stanowi smakowity dodatek do obrazu, co przecież nie jest łatwe w filmie o takim ładunku emocjonalnym.
Chcecie wiedzieć, czy płakałem? Prawie. Łzy stawały mi w oczach. Przez cały czas, jak oglądałem ten obraz, myślałem i mówiłem: „Podoba mi się ten film”. A rzadko mogę to powiedzieć już w trakcie filmu. Czy to wystarczająca rekomendacja? Oceńcie sami. Z czystym sumieniem polecam smakoszom kina.
PS. Podoba mi się Rosario Dawson. Nie w sensie estetycznym, ale artystycznym. Myślę, że przed nią jeszcze wiele ról. Pokazała, że potrafi zagrać przejmującą, ciepłą postać. Chyba rośnie nam nowa Halle Berry – nowa i lepsza.
PS. 2. Krzepiące jest to, że autor scenariusza, Grant Nieporte, jest w zasadzie żółtodziobem. Do tej pory parał się pisaniem scenariuszy do kilku odcinków seriali dla amerykańskich nastolatków. Wspaniały pełnometrażowy debiut. Gratulujemy! Oby tak dalej i czekamy na więcej!
Siedem dusz (Seven Pounds); premiera: 19.12.08; reżyseria: Gabriele Muccino; scenariusz: Grant Nieporte; obsada: Will Smith, Rosario Dawson, Woody Harrelson, Michael Ealy, Barry Pepper