Nie ma co ściemniać – chodzę do kina na tego typu filmu tylko i wyłącznie dla rozrywki. Nie spodziewam się ani misternie skombinowanej fabuły ani rewelacyjnej gry aktorskiej. Spodziewam się za to dynamiki, świetnych efektów i wielkiego BUM! na koniec. Jumper nie do końca spełnia wszystkie te warunki…
Rzecz mówi chłopcu (chłopaku, mężczyźnie, whatever), który odnajduje w sobie niesamowitą zdolność – przenoszenia się w przestrzeni do miejsc, które zna lub w których już był. Czyli krótko mówiąc – zdolność do teleportacji. Nie jest to opowieść o jakimś superbohaterze z komiksu, ale na komiksową modłę zrealizowana. Nawet główny bohater David Rice (Hayden Christensen) wspomina serię Marvel Team-Up (hmm, product placement?). Oczywiście chłopiec dorasta, żyje sobie dostatnio i bawi się setnie. Aż w końcu pojawia się duży, zły pan (Samuel L. Jackson), trochę straszy Davida, a ten w popłochu ucieka do swej szkolnej miłości. Znacie to? Pewnie, że znacie! Fabuła jest otrzaskana jak się patrzy i to jest w zasadzie najgorsza cecha tego filmu.
Braki w tej fabule to inna sprawa, ale że moją żelazną zasadą jest niespoilerowanie, to nie będę ich tutaj szerzej omawiał. Myślę, że każdy z Was jakąś lukę zauważy. Strasznie boli gra aktorska – Hayden Christensen niestety nie sprawdził się w roli zbawcy Hollywood i nie ustanowił nowych standardów w grze aktorskiej. Nie można mu odmówić chęci i odrobiny poczucia humoru, ale to, że zrobił postęp w porównaniu z Gwiezdnymi wojnami to żaden wyczyn – gorzej już po prostu być nie mogło. Jego filmowa partnerka, Rachel Bilson, jest niestety jeszcze słabsza. Gra niesamowicie sztampowo, powielając wiele jej podobnych młodych aktorek. Nie wiem, kto wymyślił, żeby Jacksonowi zrobić białe włosy, ale to był pomysł strasznie nietrafiony… Jeśli chodzi o grę aktorską, to jedynym ciekawym akcentem, który sprawdził się całkiem nieźle, jest zaangażowanie w roli Griffina Billiego Elliota, czyli Jamie Bella, który swoim (zamerykanizowanym już) brytyjskim akcentem i ciętymi komentarzami wprowadza trochę świeżości w dialogi.
Efekty są faktycznie dobre, szczególnie gdy na ekranie pojawia się Griffin. Film jest dynamiczny, szczególnie przez ciągłe skoki / teleportacje bohaterów, ale wielkiego bum w końcówce nie było. Nie spoileruję – mówię tylko, że finisz nie przewyższa fabuły pod względem ambicji ani o jotę.
Odrobinę jestem zawiedziony, bo spodziewałem się prawdziwej bomby, tym bardziej, że Doug Liman potrafi zrobić mocny film (Tożsamość Bourne’a). Film jest znośny, poprawny, ale jeśli zastanawiacie się czy czekać na DVD czy iść do kina… Za tą drugą opcją przemawiają jedynie FXy. I tyle.
PS. Zastanawiające, że taki komercyjny gniot wchodzi do naszych kin dzień po premierze światowej, a na np. rewelacyjną Juno czekamy już prawie pół roku i poczekamy do kwietnia… Paranoja.
Jumper; premiera: 14.02.08; reżyseria: Doug Liman; scenariusz: David S. Goyer, Jim Uhls, Simon Kinberg, na podstawie powieści Stevena Goulda pod tym samym tytułem; obsada: Hayden Christensen, Samuel L. Jackson, Jamie Bell, Rachel Bilson, Diane Lane, Michael Rooker