Polskie kino gatunkowe zadomowiło się na Netfliksie. Najpierw w marcu premierę kinową W lesie dziś nie zaśnie nikt Bartosza M. Kowalskiego zamieniono na premierę internetową, a w kolejnych miesiącach bardzo szybko na platformie Netflix debiutowały świeże polskie filmy, takie jak Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa czy niedawny Polot. Na trzy dni przed końcem roku streamingowy potentat udostępnił kolejny polski slasher z Julią Wieniawą, Wszyscy moi przyjaciele nie żyją w reżyserii szerzej nieznanego Jan Belcla. I co? I szaleństwo!
Zacznijmy od wyjaśnienia sobie jednej rzeczy – to nie jest film z rewolucyjnym konceptem, nie ma tu niczego, co mogłoby Was zaskoczyć czy zszokować, oczywiście o ile testowaliście już wcześniej swoją wrażliwość seansami innymi horrorami i slasherami. Wyjaśnienie tego jest szczególnie ważne dlatego, że ja sam padłem trochę ofiarą przesadnego hype’u czy, pisząc po polsku, pełnego zachwytów szumu nad filmem wyreżyserowanym przez Jana Belcla do spółki ze słoweńskim księciem polskiego kina, Mitją Okornem. Mogę zgodzić się z opinią, że to jeden z lepszych rodzimych filmów gatunkowych 2020 roku, ale z drugiej strony to stwierdzenie nieco mylące, bo też tych gatunkowych produkcji w Polsce nie kręci się znowu tak wiele. Wszyscy moi przyjaciele nie żyją to typowa fabuła retrospektywna, która rozpoczyna się od wizji lokalnej prowadzonej przez dwóch policjantów (Adam Woronowicz i Michał Meyer), którzy zjawiają się 1 stycznia na miejscu zagadkowej zbrodni – oto w dużej podmiejskiej willi znajdują zwłoki kilkudziesięciu osób, głównie młodych ludzi. Co wydarzyło się na tej tragicznej imprezie sylwestrowej? O tym właśnie jest właściwa część filmu.
Wszyscy moi przyjaciele nie żyją w umiejętny sposób wykorzystuje sztafaż „komedio-horroru”, z jednej strony nie szczędząc widzom realistycznie ukazanej przemocy, z drugiej doprawiając wszystko pikantną mieszanką golizny, seksu, humoru i wulgaryzmów. Jak można się domyślić, taka stylistyka niesie ze sobą ryzyko przesady i rzeczywiście – nie brakuje tu scen, które wywołują zgrzytanie zębami, bo epatowanie wulgaryzmami i przedłużone dyskusje o dewiacjach seksualnych rzadko bywają zabawne, ale na szczęście dialogi i gagi częściej trafiają w punkt niż pudłują. I tu ponownie przypomnę, że konieczne jest swoiste zawieszenie niewiary – wszak to komediowy slasher o sylwestrowej imprezie, na której, cytując jednego z bohaterów, „coś poszło nie tak”, dlatego nie powinniśmy spodziewać się tu wyrafinowanego humoru i wymagającej intelektualnie fabuły. Trzeba jednak oddać twórcom, że intryga, czy może raczej – mordercza sztafeta, skonstruowana została nadzwyczaj wymyślnie. Mamy tu więc postrzały, powieszenia, zgony natury medycznej i całe mnóstwo innych form wyzionięcia ducha, co składa się na wyjątkowo makabryczny, ale jednocześnie niepozbawiony kolaż – i bodaj największego noworocznego kaca w historii ludzkości.
Julia Wieniawa i cała masa młodych aktorów – jednych bardziej rozpoznawalnych, innych mniej – radzi sobie więcej niż przyzwoicie. Na uwagę zasługuje przede wszystkim Mateusz Więcławek, aktor już 27-letni, ale wciąż na dorobku, czy Adam Turczyk w roli niespełnionego rapera Bogdana-Jordana. Na duży plus ponownie świetna Aleksandra Pisula, a miły zaskoczeniem jest występ Wojciecha „Łozo” Łozowskiego, dla którego to dopiero trzecia, ale chyba największa dotąd rola filmowa, w której wypada swobodnie i naturalnie – może warto dać mu kolejne szanse? Pochwalić należy także realizację, bo tempo akcji oraz mnogość wątków i postaci wymagała nie lada dyscypliny, by utrzymać to wszystko w ryzach, ale Jan Belcl i jego ekipa świetnie sobie z tym zadaniem poradzili. Tym samym Wszyscy moi przyjaciele nie żyją ogląda się bardzo dobrze, niczym porządną produkcję hollywoodzką. I nie przeszkadza nawet wtórność fabularna tego filmu, garściami czerpiącego z amerykańskich comedy horrorów i high school movies. No bo naprawdę – taka wielka chata i poncz na polskiej imprezie sylwestrowej?!?
Przed obejrzeniem Wszyscy moi przyjaciele nie żyją należy postawić sobie pytanie – czy oczekuję ambitnej zagadki kryminalnej na miarę zeszłorocznego Na noże (którego duch, choćby za sprawą świetnej muzyki Łukasza Targosza, unosi się nad filmem Belcla), czy może potrzebna mi solidna, momentami autentycznie zabawna, ale raczej odmóżdżająca rozrywka nadająca się idealnie na sylwestrowy seans? Tylko w tym drugim przypadku powinniście być zadowoleni.
Tylko błagam! Pilnujcie, żeby Wasza impreza sylwestrowa nie wymknęła się spod kontroli tak, jak na ekranie.
6/10
Tytuł: Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
Premiera: 28.12.2020
Scenariusz i reżyseria: Jan Belcl
Zdjęcia: Cezary Stolecki
Muzyka: Łukasz Targosz
Obsada: Julia Wieniawa, Mateusz Więcławek, Adam Turczyk, Monika Krzywkowska, Nikodem Rozbicki, Aleksandra Pisula, Adam Bobik, Paulina Gałązka, Magdalena Perlińska, Katarzyna Chojnacka, Konrad Żygadło, Szymon Roszak, Michał Sikorski, Kamil Piotrowski, Wojciech Łozowski, Yassine Fadel