Dydaktyzm Spike’a Lee jest tak wielki, że powinien mieć osobną stronę w Wikipedii (a może ma?). Jego kino jest tak zaangażowane, że niejednokrotnie ideologia przysłania w nich walory czysto filmowe, a często po prostu przesłania Lee są do siebie tak podobne, że mamy wrażenie słuchania zdartej płyty. Ale jednocześnie trzeba Spike’a Lee za ten filmowy aktywizm podziwiać, bo drugiego reżysera tak zaangażowanego w walkę na rzecz praw człowieka – konkretnie praw czarnych Amerykanów – ze świecą szukać. A jeśli przy okazji potrafi łączyć to z kinem gatunkowym w tak sprawny sposób jak w Pięciu braciach, tym bardziej wypada przyklasnąć.

Pięciu braci

Jestem w stanie zrozumieć tych widzów, którzy mają już dość powtarzalnego – by nie powiedzieć: wtórnego – dydaktyzmu Spike’a Lee. Przy całym szacunku dla jego reżyserskiego aktywizmu chciałoby się czasem obejrzeć coś bardziej – z braku lepszego słowa – filmowego, bo chyba ostatnim „niezaangażowanym” filmem Lee był Plan doskonały z 2006 roku. Pięciu braci to bodaj najbardziej gatunkowe dzieło twórcy Rób, co należy, choć wątki społeczne przebijają spod powłoki kina akcji dość wyraźnie. Tym razem w centrum historii znalazło się czterech weteranów wojny w Wietnamie (Delroy Lindo, Clarke Peters, Norm Lewis, Isiah Whitlock Jr.), którzy wracają do kraju dawnej traumy, by odnaleźć szczątki swojego dowódcy i dotrzeć do skarbu, który blisko pół wieku wcześniej ukryli w wietnamskiej dżungli. Opowieść, która początkowo zapowiada się jak antywojenny dramat o przepracowywaniu traumy sprzed lat, szybko zamienia się w coś znacznie więcej: gatunkowy amalgamat z morałem, który 50 lat temu byłby równie aktualny, co teraz.

Na dobrą sprawę trudno o historii opowiedzianej w Pięciu braciach napisać coś więcej, bo w tej fabule jest tyle niuansów, że łatwo byłoby zepsuć frajdę z odkrywania kolejnych fragmentów tej układanki. Wykorzystując sztafaż kina przygodowego, Spike Lee wraca do tematu, który przez dziesięciolecia elektryzował polityków, aktywistów, opinię publiczną i artystów. Choć dziś mroczny rozdział historii USA dotyczący wojny w Wietnamie rzadziej bywa przedmiotem zainteresowań filmowców, okazuje się, że nadal można podejmować go na ekranie w sposób intrygujący, a co najważniejsze – wnoszący coś do dyskusji. Czterej towarzysze wojennej niedoli – piątym był ten od dawna nieżyjący, kreowany przez niestety również już zmarłego Chadwicka Bosemana – stają się soczewką, przez którą widz obserwuje bestialskość tamtego konfliktu zbrojnego. Obserwujemy też teraźniejszość tych mężczyzn, wśród których znajdują się tacy, którzy nigdy nie uporali się z ciężarem tamtych przeżyć. Do tego stopnia, że potrafią poprzeć tych, przez których czarnoskórzy Amerykanie giną na ulicach€¦

Pięciu braci

Spike Lee w swoich społecznych komentarzach wielokrotnie ucieka się do hiperboli, przejaskrawiając sytuacje i wątki, by zwrócić uwagę na szerszy problem. Ukazując historię Pięciu braci, z których czterech żyje dziś z bagażem tragicznych doświadczeń, nierzadko nie będąc w stanie stworzyć normalnych relacji i struktur społecznych, Spike Lee jasno wyraża swój pogląd na temat wpływu wojny wietnamskiej na całe pokolenia Amerykanów. „Walczyliśmy w niemoralnej wojnie, która nie była naszą wojną, o prawa, których nie mieliśmy” – ten cytat z jednego bohaterów wybrzmiewa wyjątkowo mocno, ukazując bezsens poświęcenia czarnoskórych żołnierzy podczas wojny w Wietnamie. Spike Lee być może bywa zbyt dydaktyczny, może nawet zdarzało mu się niebezpiecznie zbliżać do demagogii, ale Pięciu braci to ten Lee-dydaktyk, który trafia w (czuły) punkt z zabójczą precyzją.

7/10

Tytuł: Pięciu braci
Tytuł oryginalny: Da 5 Bloods
Premiera: 12.06.2020
Reżyseria: Spike Lee
Scenariusz: Danny Bilson, Kevin Willmott, Spike Lee, Matthew Billingsly
Zdjęcia: Newton Thomas Sigel
Muzyka: Terence Blanchard
Obsada: Delroy Lindo, Clarke Peters, Norm Lewis, Isiah Whitlock Jr., Chadwick Boseman, Jonathan Majors, Mélanie Thierry, Jean Reno

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *