Choć chyba już wszyscy podzielili się swoimi zestawieniami najlepszych filmów ubiegłego roku, ja publikuję Zacną Dychę 2024 dopiero teraz. Późno? Być może. Zbyt późno? Raczej nie, bo kilka z tych filmów złapiecie jeszcze w kinach, a niemal wszystkie pozostałe dostępne są na platformach streamingowych. Oto najlepsze filmy 2024 roku w polskiej dystrybucji według Myśliwiec Ogląda – jeśli któregoś z nich jeszcze nie widzieliście, nadrabiajcie czym prędzej!
10. Ja, kapitan, reż. Matteo Garrone
Filmów o dramacie doświadczeń uchodźczych powstało w ostatnich latach bardzo wiele, ale mało który z nich ukazywał ten temat w tak poetycki i przerażający sposób zarazem, jak czyni to Ja, kapitan Matteo Garrone. Włoski mistrz magicznego realizmu opowiada o dwóch kuzynach z Dakaru, którzy szukają lepszej przyszłości w Europie, doświadczając na wszelkie sposoby prawdziwości powiedzenia “człowiek człowiekowi wilkiem”. Film z mnóstwem przejmujących scen, potężną dawką wzruszeń, a przede wszystkim mocno otwierający oczy tym, którzy o doświadczeniach migrantów i uchodźców nie wiedzą zbyt wiele.
9. Prawdziwy ból, reż. Jesse Eisenberg
To przypadek, ale po jednej historii dwóch kuzynów w Zacnej Dysze mamy kolejną, choć zgoła inną. Bohaterami Prawdziwego bólu są David (w tej roli reżyser filmu, Jesse Eisenberg) i Benji (Kieran Culkin), dwaj bliscy sobie kuzyni, którzy od pewnego czasu nie mieli ze sobą kontaktu. Przyczynkiem do odnowienia relacji ma być wspólna podróż do Polski, gdzie przed laty mieszkała ich ukochana babcia-Żydówka. Bohaterowie dołączają do zorganizowanej grupy, która odwiedza miejsca pamięci w naszym kraju, m.in. Oświęcim czy Stary Cmentarz Żydowski w Lublinie. Wraz z poznawaniem swojego dziedzictwa, kuzyni dokonują rewizji swojej relacji, bliskiej, ale skomplikowanej. Świetnie napisana rzecz, zabawna i przejmująca zarazem, ze znakomitą rolą Kierana Culkina, będącego oscarowym faworytem (właśnie zgarnął za nią Złoty Glob).
8. Strefa interesów, reż. Jonathan Glazer
Kolejne tematyczne zazębienie się sąsiadujących ze sobą w Zacnej Dysze tytułów – tym razem chodzi o jedno z najtragiczniejszych miejsc w historii naszego kraju, czyli Oświęcim. Strefa interesów jest filmem zimnym jak przedstawione w nim kalkulacje nazistów, planujących rozbudowę krematorium zagłady. Holokaust jest tu jedynie tłem – ludobójstwo nie dzieje się na ekranie, nie jesteśmy świadkami unicestwiania tysięcy istnień. Zamiast tego, gościmy w domu Rudolfa Hössa, komendanta obozu Auschwitz-Birkenau, i jego żony Hedwigi. Film Glazera rozmontowuje widza banalnością ukazywanego życia rodzinnego – niczym w błahym dramacie obyczajowym obserwujemy perypetie zwyczajnej rodziny: małżeństwa, w którym zdarzają się napięcia, dzieci robiących psikusy, dalszych krewnych odwiedzających Hössów. Nieprawdopodobnym wydaje się zwłaszcza to, że widz z czasem zaczyna przejmować się losem tej rodziny – rodziny współautora okrutnego ludobójstwa. A gdzieś w tle tej uświęconej swastyką sielanki unosi się dym z kominów Auschwitz.
7. Anatomia upadku, reż. Justine Triet
Kontynuujemy spinanie klamrą poszczególnych tytułów tegorocznej Zacnej Dychy, a tym razem jest nią osoba Sandry Hüller, jednej z najwybitniejszych obecnie aktorek europejskich i światowych. To jej przypadło w udziale współtworzenie sukcesu dwóch najgłośniejszych filmów festiwalu w Cannes AD 2023 – podczas gdy w Strefie interesów zagrała rolę z pogranicza pierwszego i drugiego planu, we francuskiej Anatomii upadku jest już w absolutnym centrum wydarzeń. Hüller wciela się tu w swoją imienniczkę, pisarkę, której mąż ginie na skutek upadku z dużej wysokości w ich domku we francuskich Alpach. Wszystko wskazuje na nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo, ale nieoczekiwanie to Sandra staje się główną podejrzaną, a ze względu na brak dowodów i świadków śledztwo i następujący po nim proces są żmudne i bardzo wnikliwe. Czy uda się odpowiedzieć na pytanie: czy rzeczywiście to zrobiła? Mimo wymagającego metrażu (150 minut) oraz nader obfitej warstwy dialogowej, Anatomia upadku trzyma widza za gardło od pierwszych do ostatnich minut.
6. Civil War, reż. Alex Garland
Tym razem już bez klamry, ale niezwykle przerażająco, bo najstraszniejsze są te filmowe wizje, które są najbardziej prawdopodobne. W Civil War jeden z mistrzów współczesnego sci-fi Alex Garland kreuje alternatywną przyszłość Stanów Zjednoczonych, w których dochodzi do kolejnej wojny domowej. Dlaczego wybuchła? Tego nie dowiadujemy się z filmu, ale ze strzępek rozmów bohaterów możemy budować hipotezy. Garland reżyseruje na zimno: nie ma tu rozmachu znanego z kina katastroficznego; to raczej dystopijne SF, w którym oszczędność przemawia bardziej niż blockbusterowe rozpasanie. Obserwujemy grupę dziennikarzy i fotoreporterów usiłujących dostać się Waszyngtonu – czyli tam, gdzie może dokonać się przewrót. Pogoń za gorący tematem i prawdą to ryzyko przypominające rosyjską ruletkę, ale w kraju rozdartym wojną nasi bohaterowie nie widzą innej możliwości. Civil War wstrząsnęło mną niczym najstraszniejszy dokument wojenny, bo choć jest jedynie dystopijną wizją przyszłości, jest wiarygodne niczym wizualizacja jak najbardziej rzeczywistego politycznego scenariusza.
5. Dziki robot, reż. Chris Sanders
To nie jest najlepsza animacja, jaką obejrzałem w 2024 roku, ale jako że Flow oficjalnie wejdzie do polskiej dystrybucji dopiero za niespełna trzy tygodnie (murowana Zacna Dycha 2025), animowaną pałeczkę pierwszeństwa przejmuje Dziki robot, który spotkał się z niemal uniwersalnym zachwytem zarówno ze strony widzów, jak i krytyków. Chris Sanders, chłop, który wyreżyserował takie animowane hity jak Lili & Stich, Jak wytresować smoka czy Krudowie, znów wspiął się na wyżyny filmowej sztuki rysowanej i stworzył przepiękne dzieło, z którego bije humanizm i głębokie zrozumienie dla natury rodzicielstwa i bliskości – nie międzyludzkiej, lecz międzygatunkowej. Bohaterką Dzikiego robota jest nie tyle robot, co robotka Roz (skrót od nazwy fabrycznej ROZZUM 7134), która aktywuje się na wyspie zamieszkanej jedynie przez zwierzęta, i na skutek szeregu nieprawdopodobnych zdarzeń musi zaopiekować się osieroconym gąsiątkiem. Choć robotka podchodzi do tej misji – jak przystało na maszynę – stricte zadaniowo, szybko przekonuje się, że opieka nad żywym stworzeniem wymyka się jakimkolwiek wgranym w nią protokołom. Dziki robot to cudownie wzruszające, ale też szalenie zabawne (zwłaszcza dla rodziców!) dzieło sztuki animowanej, do którego będę wracał wielokrotnie.
4. Kos, reż. Paweł Maślona
To, że Kos jest jedynym polskim filmem w tym zestawieniu, wynika po części z niewielkiej w gruncie rzeczy liczby obejrzanych przeze mnie w ubiegłym roku nowych rodzimych produkcji, a po części pewnie z ogólnej kondycji polskiego kina. W 2024 roku najlepszym filmem znad Wisły, który dane mi było obejrzeć, był bez wątpienia Kos Pawła Maślony; reżysera, który w 2017 roku szalenie rozbawił mnie swoim Atakiem paniki. Tym razem nie poszedł w komedię, choć i humoru w Kosie nie brak – jest to jednak przede wysmakowany kostiumowy akcyjniak, wypełniony znakomitym aktorstwem i jeszcze lepszymi dialogami. Przyznam, że porównania do Tarantino uznawałem za chwyt marketingowy, ale jeśli ktokolwiek w Polsce kiedykolwiek zbliżył się do dialogowej maestrii twórcy Pulp Fiction, to zrobił to Kosem Paweł Maślona.
3. Substancja, reż. Coralie Fargeat
Zamiast tworzyć kolejny opis moich wrażeń po seansie Substancji (a rekomendowałem ten tytuł bodaj tuzinowi znajomych), pozwólcie, że przekleję tu treść mojego posta w mediach społecznościowych, zredagowanego kilka godzin po (nocnej) projekcji filmu na festiwalu Nowe Horyzonty:
Że będzie to absolutny banger, wiedziałem już dawno, ale że AŻ TAKI… Tego nie byłem w stanie przewidzieć. Demi Moore robi tą rolą zamach na Oscara (choć obawiam się, że konwencja “Substancji” może nie być do końca po myśli Akademii), Margaret Qualley wygląda jak absolutne zjawisko, a Dennis Quaid udowadnia wszystkim niedowiarkom, że wciąż stać go na coś więcej niż tylko kolejne występy w filmach katolickich. Przyznam, że decyzja o wybraniu się na dwuipółgodzinny seans o północy do końca wydawała mi się nieco ryzykowna, ale nie żałuję jej absolutnie. Kinofilskich smaczków jest tu co niemiara, a zrealizowany PO ABSOLUTNEJ BANDZIE finał natychmiast wskoczył do pierwszej dziesiątki moich nowohoryzontowych doświadczeń. THIS IS CINEMA!
2. Kneecap. Hip-hopowa rewolucja, reż. Rich Peppiatt
Pozwólcie, że tym razem – by nie wyważać otwartych drzwi – sięgnę do tekstu napisanego dla Film.org.pl:
Kino irlandzkie w ostatnich latach ma się lepiej niż kiedykolwiek (o czym pisałem tutaj), ale Kneecap. Hip-hopowa rewolucja to bodaj najbardziej efektowna produkcja z Zielonej Wyspy, jaką dane nam było oglądać od dawna – a może kiedykolwiek? Utrzymana w konwencji wczesnych filmów Guya Ritchiego fabularyzowana historia autentycznego projektu muzycznego jest potężnym ładunkiem nie tylko rapowej energii, ale też zabawy filmem w najczystszej postaci.
(…)
Kneecap. Hip-hopowa rewolucja w kategoriach filmowych rewolucją na pewno nie jest – nie wywraca do góry nogami żadnego gatunku, nie proponuje nowych rozwiązań formalnych czy tekstualnych. Prawdziwą wartością filmu Richa Peppiatta jest natomiast to, że korzysta ze znanych doskonale wzorców tak, by ich nie kopiować, lecz twórczo się nimi inspirować. Jest więc Kneecap komedią muzyczno-buntowniczą o niesamowitej sile rażenia, zmultiplikowanej dodatkowo przez energetyczne bity i charyzmatyczny rap. I chyba nie przesadzę zbytnio, pisząc, że to jeden z najlepszych filmów 2024 roku.
1. Przesilenie zimowe, reż. Alexander Payne
Jeśli wierzycie w kinoterapię, Przesilenie zimowe wyleczy każdą przypadłość. Film Alexandra Payne’a nazwany został “nowym świątecznym klasykiem”, ale ja sam uważam, że stanie się nim tylko dla wybranych widzów – tych, którzy w filmach gwiazdkowych cenią coś innego niż cukierkowość i naiwność. Przesilenie zimowe to historia wypełniona humorem, ale i cierpieniem; wzruszeniami, ale i sporym ładunkiem goryczy. Film Payne’a opowiada o trójce bohaterów – nielubianym profesorze historii starożytnej, niepokornym uczniu i kierowniczce stołówki – którzy w wyniku szeregu niepowiązanych ze sobą zdarzeń spędzają święta Bożego Narodzenia AD 1970 w prestiżowym liceum z internatem. Każde z nich pochodzi z innego świata, każde nosi w sobie inną traumę, ale w opuszczonym budynku elitarnej szkoły znajdują – nie od razu, rzecz jasna – platformę do porozumienia. Przesilenie zimowe to opowieść o odnajdywaniu bliskości w nieznajomych, o uczeniu się otwierania na innych wbrew traumom budującym wokół nas mury. Alexander Payne od lat jest jednym z moich ulubionych “opowiadaczy” amerykańskiego kina niezależnego, ale Przesileniem zimowym przeszedł do kanonu. To powinien być Oscar.
Honorable mentions:
Bękart, reż. Nikolaj Arcel
Biedne istoty, reż. Yorgos Lanthimos
Bulion i inne namiętności, reż. Trần Anh Hùng
Dobrzy nieznajomi, reż. Andrew Haigh
Jutro będzie nasze, reż. Paola Cortellesi
Kod zła, reż. Osgood Perkins
Konklawe, reż. Edward Berger
Królestwo Planety Małp, reż. Wes Ball
MaXXXine, reż. Ti West
Monster, reż. Hirokazu Koreeda
Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata, reż. Radu Jude
Opadające liście, reż. Aki Kaurismäki
Pies i robot, reż. Pablo Berger
Pokój nauczycielski, reż. Ilker Çatak
Rebel Ridge, reż. Jeremy Saulnier
Vaiana 2, reż. David G. Derrick Jr., Jason Hand, Dana Ledoux Miller
W głowie się nie mieści 2, reż. Kelsey Mann