Antoine Fuqua to idealny przykład hollywoodzkiego rzemieślnika – nie jest rozpoznawalnym autorem, który eksperymentuje i testuje granice kina, ale też jego warsztat nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Takie są jego filmy i takie jest Do utraty sił, trzymająca w napięciu, ale przewidywalna jak oscarowe nominacje historia boksera, który w jednej chwili traci wszystko, co w jego życiu ważne.
O najnowszym dziele twórcy Dnia próby od kilku miesięcy było dość głośno, a to za sprawą pierwszych zdjęć z planu, które ukazywały niesamowitą przemianę fizyczną Jake’a Gyllenhaala, odtwórcy roli protagonisty Billy’ego Hope’a. Aktor przeszedł serię katorżniczych treningów i uzyskał piorunujące efekty – potężne mięśnie i wysportowana sylwetka robią wrażenie, a w sposobie poruszania się bohatera w ringu widać dziesiątki godzin ćwiczeń. Zadbano więc o wiarygodność i efektowność Do utraty sił, ale gdzieś w trakcie prac nad dynamiką filmu zapomniano o scenariuszu, który można byłoby streścić nawet bez oglądania efektu końcowego.
Niepokonany mistrz i obiecujący pretendent, impulsywny charakter i tragiczne wydarzenie, upadek na dno i walka o powrót na szczyt – wszyscy znamy ten schemat. Niemal wszystkie bokserskie filmy, niczym spod jednej sztancy, podążają tą ścieżką i najwyraźniej Fuqua postanowił nie wychylać się poza ustalone na przestrzeni dekad ramy. Do utraty sił nie zaskakuje absolutnie niczym, ale dla fanów ringowych potyczek na dużym ekranie będzie to propozycja idealna. Autodestrukcyjny bohater, którego życie legło w gruzach w ciągu zaledwie kilku tygodni, ma w sobie zadziorność i charyzmę, dzięki której film może się podobać.
Brakuje jednak w Do utraty sił właściwego budowania narracji. Zbyt wiele miejsca poświęca się okresowi przejściowemu bohatera, gdy ten próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji życiowej, podczas gdy okres przygotowań do najważniejszej walki skrócony został do minimum. Zabieg ten spowodował, że mimo ponad dwugodzinnego metrażu film Fuquy zdaje się zbyt szybko pędzić w stronę oczywistego finału. Ci, którzy oczekiwali nieszablonowych rozwiązań fabularnych i stopniowo budowanego napięcia będą mocno zawiedzeni, jednak trudno zakwestionować efektowność zakończenia, ostatecznie podkreślającego wierność reżysera nieubłaganym wymogom konwencji.
Do utraty sił oferuje potężną dawkę wzruszeń, przy której nawet najwięksi twardziele zapłaczą niczym Małgorzata Foremniak w finale X-Factor. Szumne zapowiedzi o oscarowym potencjale roli Gyllenhaala okazały się oczywiście przesadzone, choć jego kreacji niewiele można zarzucić. Dobrze ogląda się jego współpracę z Forestem Whitakerem, który świetnie sprawdza się jako surowy, ale troskliwy trener Hope’a, a prawdziwym odkryciem jest 13-letnia Oona Laurence, na przemian rozczulająca i zdumiewająca w roli rezolutnej córki głównego bohatera. Fuqua poświęca dużo uwagi relacjom rodzinnym Billy’ego, gdyż to właśnie miłość do bliskich staje się jego najważniejszą motywacją.
Antoine Fuqua stworzył kolejny solidny, niewymagający film, który nie wznosi się ponad to, czego wymagałyby ramy gatunkowe i gusta statystycznej publiczności. Do utraty sił nie zawojuje świata, ale przyniesie widzom kilka wzruszających i ekscytujących momentów, nie zagrzewając na dłużej miejsca w ich świadomości.
Tytuł: Do utraty sił
Tytuł oryginalny: Southpaw
Premiera: 30.01.2015
Reżyseria: Antoine Fuqua
Scenariusz: Kurt Sutter
Zdjęcia: Mauro Fiore
Muzyka: James Horner
Obsada: Jake Gyllenhaal, Rachel McAdams, Forest Whitaker, Oona Laurence, 50 Cent, Skylan Brooks, Naomie Harris, Beau Knapp, Miguel Gomez