Niestety – żyjemy w czasach remake’ów. A to miot jeszcze gorszy od sequeli, prequeli czy spin-offów. A gorszy dlatego, że przemożna chęć zobaczenia, jak twórcy przeróbki poradzili sobie z klasycznym tematem zawsze wygra ze świadomością, że od początku był to głupi pomysł. Jedyne, co dobrego mogę powiedzieć o nowym Koszmarze z ulicy Wiązów to to, że film już w tytule ostrzega o swojej jakości. Bo zaiste, koszmar jest to prawdziwy.
Nie zagłębiajmy się – wszyscy znają serię filmów z Freddym Kruegerem. To bohater, który od lat 80-tych ściga się z Jasonem Vorheesem i Mike’iem Myersem o miano króla horrorowych sequeli. Naturalnie, każda kolejna część – o ile w ogóle to możliwe – jest gorsza. W najnowszym wydaniu Freddy nowy – bo grany tym razem przez Jackie Earl Haleya – jest niespełnionym talentem komediowym, ale poza tą ciekawostką mamy do czynienia z obowiązkowymi wymiotami współczesnego horroru – beznadziejnymi nastoletnimi „aktorami”, ułomną fabułą (pojawiają się nawet próby odniesień do poprzednich części!) i obowiązkową misją, którą straszydło powierza głównym bohaterom. Jak już mówiłem – koszmar.
Podsumowując napiszę, iż krwawe senne wyczyny Freddiego ani trochę nie przeszkadzały mi w ziewaniu i wielokrotnym przysypianiu.
PS. Nawet głupawe amerykańskie nastolatki się na to nie nabrały – marne $63 miliony wywołuje pusty śmiech…
Tytuł: Koszmar z ulicy Wiązów
Tytuł oryginalny: A Nightmare on Elm Street
Premiera: 27.04.2010
Reżyseria: Samuel Bayer
Scenariusz: Wesley Strick, Eric Heisserer
Zdjęcia: Jeff Cutter
Muzyka: Steve Jablonsky
Obsada: Jackie Earl Haley, Kyle Gallner, Rooney Mara, Katie Cassidy