Konwencję neowesternu zawsze uważałem za twór cokolwiek sztuczny, wymyślony przez znawców kina, by określić nowe produkcje, które co prawda westernami nie są, ale mają w sobie pewne elementy rodem z Dzikiego Zachodu. Nigdy wcześniej jednak ten termin nie wydał mi się tak trafny i uzasadniony, jak wtedy, gdy obejrzałem Aż do piekła Davida Mackenziego, film tyleż współczesny, co całkowicie zakorzeniony w estetyce kina kowbojskiego.
Pokazywany w sekcji Un Certain Regard podczas tegorocznego festiwalu w Cannes obraz 50-letniego Brytyjczyka sprawiał wrażenie, jakby w programie słynnego na cały świat święta kina znalazł się przez pomyłkę. Owo dzieło – brudne i nieokrzesane niczym amerykańskie Południe – charakterem bardziej pasuje do festiwali Sundance czy SXSW niż do czerwonych dywanów canneńskiego pałacu. A jednak – brawurowa narracja, poparta niespiesznym montażem i świetną dyspozycją całej obsady, sprawia, że Aż do śmierci jest nie tylko znakomitą propozycją z gatunku heist movie, ale także wysmakowanym widowiskiem autorskim, garściami czerpiącym z ikonografii westernu.
Historia nie jest szczególnie wyszukana, lecz umiejętne opowiadanie i konsekwentne odkrywanie kolejnych fragmentów historii bohaterów sprawia, że film Mackenziego ogląda się znakomicie. Nie może to dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że za scenariuszem do Aż do śmierci stoi człowiek, który w ubiegłym roku zadebiutował mocnym Sicario – Taylor Sheridan. Znany z Veroniki Mars i Synów Anarchii aktor wyrasta na świetnego scenarzystę, hołdującego suspensowi w starym stylu. Film Mackenziego to opowieść o dwóch skrajnie różniących się od siebie braciach, którzy, aby uratować ranczo po zmarłym ojcu, decydują się na przeprowadzenie serii skoków na bank w niewielkich teksańskich miasteczkach. Choć początkowo wydaje się, że mężczyznom może się udać, nie wszystko idzie zgodnie z planem. Po piętach depcze im będący już jedną nogą na emeryturze szeryf i jego indiański partner. Historia nieuchronnie zmierza do konfrontacji, w której straty ponoszą obie strony konfliktu.
Fenomen Aż do piekła wynika właśnie ze znakomitych konfrontacji, które zachodzą nie tylko pomiędzy dwoma obozami, ale także wewnątrz nich. Chris Pine i Ben Foster jako bracia Howard nieustannie ścierają się, piorąc rodzinne brudy, zaś szeryf Jeff Bridges i zastępca Gil Birmingham prowadzą przezabawną grę opartą na mieszance miłości i nienawiści. Oba starcia przestępców ze stróżami prawa elektryzują – pierwsze ze względu na efektowną wymianę ognia, drugie z powodu atmosfery gęstej niczym powietrze w teksańskim saloonie. W każdym z nich znać westernowego ducha, choć podział na dobrych i złych nie jest tu tak wyrazisty, jak w większości klasycznych dzieł gatunku. Sheridan uwspółcześnia jednak konwencję, wplatając w tę historię także wątek antykapitalistyczny.
Aż do piekła ma w sobie wszystko to, czego oczekujemy po dobrym kinie sensacyjnym, w bonusie oferując autorski sznyt w postaci mocno dopracowanej warstwy wizualnej i ciekawie skrojonej historii. Ten niezwykle amerykański (ale i antyamerykański) film nakręcił Brytyjczyk, który wydaje się doskonale rozumieć nastroje i mentalność głębokiego Południa USA. Świetnie prowadząc aktorów i robiąc właściwy użytek z niezłego scenariusza, Mackenzie dopisuje do swego dorobku kolejny bardzo udany i oryginalny tytuł.
Tytuł: Aż do piekła
Tytuł oryginalny: Hell or High Water
Premiera: 16.05.2016
Reżyseria: David Mackenzie
Scenariusz: Taylor Sheridan
Zdjęcia: Giles Nuttgens
Muzyka: Nick Cave, Warren Ellis
Obsada: Chris Pine, Ben Foster, Jeff Bridges, Gil Birmingham, Dale Dickey, Katy Mixon