Gdzie człowiek doznać może nieskończenie doskonałej samotności? W jakiej przestrzeni zostaje zupełnie sam ze swoimi myślami, z istotą swej egzystencji? Jedynie Kosmos daje takie możliwości, jedynie nieoczekiwane zawieszenie w próżni i paraliżująca cisza pozwolą na zrozumienie istoty człowieczeństwa, odkrycie samego siebie. Czy to chciał w zapierającej dech Grawitacji ukazać Alfonso Cuarón? Najprawdopodobniej tak, lecz wbrew moim oczekiwaniom ten dramat rozpisany na zaledwie dwoje aktorów nie pozwala widzowi zrozumieć intencji autora.

Dzieje się tak dlatego, że to monumentalne dzieło swym rozmachem i zaskakującą dynamiką angażuje każdy pierwiastek audiowizualnej percepcji widza, nie pozostawiając w zasadzie miejsca na egzystencjalną refleksję. Delikatnie, jak gdyby mimochodem nakreślona smutna historia życia dr Ryan Stone (cudowna Sandra Bullock w najlepszej roli w karierze) majaczy gdzieś w tle, ustępując wspaniałemu wizualnemu widowisku. Z drugiej jednak strony w późniejszych scenach film Cuaróna podąża tropem naiwnej opowiastki o zwalczaniu przeciwności, co może rozczarowywać tym bardziej, że pierwsza część filmu stanowi mocny, niezwykle sugestywny obraz alienacji we wrogim środowisku.

W połowie seansu widz zna już jednak zakończenie. Mamy przecież do czynienia z amerykańskimi astronautami – ci zaś, podobnie jak tamtejsi policjanci, strażacy, żołnierze, a nawet urzędnicy (jak mogliśmy przekonać się choćby w niedawnym Olimpie w ogniu) nigdy się nie poddają i walczą ku chwale ojczyzny i ludzkości. Ta podstawowa i jedyna właściwie wada obrazu Cuaróna nie przeszkadza jednak w dostrzeżeniu niezwykłego piękna w sportretowanej przez Bullock desperackiej próbie ocalenia życia. Od pierwszych scen dr Stone jawi się jako osoba niezwykle krucha, wrażliwa, dla której pobyt w przestrzeni kosmicznej jest ogromnym wysiłkiem i wyzwaniem. Naprawa teleskopu Hubble’a, urządzenia tyleż legendarnego, co wysłużonego, jest dla pani doktor wyjątkowym przeżyciem, ale misja ta wydaje się jej nie służyć. Jak się okaże, początkowy dyskomfort to dopiero zapowiedź dramatycznego widowiska.

Każde kolejne słowo próbujące opisać fabułę Grawitacji zdradziłoby zbyt wiele, tak, jak zbyt wiele odkrywa zwiastun. Wystarczy powiedzieć, że George Clooney gra teksańskiego cwaniaka i starego kosmicznego wygę, dla którego misja STS-157 jest ostatnią. Wystarczy wspomnieć, że obiektyw Emmanuela Lubezkiego zabiera nas do wnętrza wahadłowców nie tylko amerykańskich, ale także rosyjskich i chińskich. Trzeba napisać o niesamowitej podróży dr Stone, wymuszonej niespodziewanymi zdarzeniami, których nie mogła przewidzieć załoga Explorera. Należy wreszcie wspomnieć o zawsze obecnym wątku wyścigu kosmicznych zbrojeń pomiędzy USA i Rosją i wynikających z niego napięciach, które choć nie są osią fabuły, to z całą pewnością ją napędzają. 

 A wszystko to – i dużo więcej – ma miejsce w przestrzeni zarówno niezwykle uspokajającej, jak i przerażającej do głębi. Grawitację rozpoczyna cisza, którą dopiero po kilkudziesięciu sekundach przerywa głos z intercomu; cisza, która staje się jednym z bohaterów tego monumentalnego dzieła. Przez cały film walczy z szybkim oddechem Bullock, nerwowymi komunikatami z Houston, wreszcie z potężną, niezapomnianą muzyką Stevena Price’a. Jednak to ona wychodzi zwycięsko z tych walk – w Kosmosie wciąż rządzi cisza i to ona nierzadko jest ostatnim towarzyszem samotnych astronautów. 

Mam ochotę napisać, że bracia Cuarón (scenariusz powstał we współpracy Alfonso i Jonása) stworzyli dzieło wybitne, jednak – mimo swego meksykańskiego pochodzenia – nie ustrzegli się oni fabularnej grafomanii typowej dla mainstreamowej kinematografii ich potężnego sąsiada. Geniusz tego filmu tkwi jednak nie w samej historii, a w sposobie jej opowiedzenia – podobnie duszny subiektywizm uzyskał Rodrigo Cortés w swoim Pogrzebanym, w którym popełnił także analogiczne błędy.

Konstrukcja tych dwóch dzieł jest bowiem podobna – alienacja głównego bohatera uzmysławia mu jego miłość do życia, jednocześnie uświadamiając, że w sytuacji beznadziejnej pozostaje zdany na siebie. To, co różni te tytuły, to ogromny ładunek nadziei, jaki niesie ze sobą spektakularne widowisko Cuaróna.

Tytuł: Grawitacja

Tytuł oryginalny: Gravity

Premiera: 28.08.2013

Reżyseria: Alfonso Cuarón

Scenariusz: Alfonso Cuarón, Jonás Cuarón

Zdjęcia: Emmanuel Lubezki

Muzyka: Steven Price

Obsada: Sandra Bullock, George Clooney

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *