suicide-squad-plakatSeans Legionu samobójców Davida Ayera dostarcza widzom kilku wniosków, które niniejszym wymieniam w niekoniecznie skoordynowany sposób:

1. DC Extended Universe nigdy nie dogoni Marvel Cinematic Universe, nie wspominając o jego przegonieniu – przynajmniej nie przy zachowaniu obecnej strategii. Obecna strategia prezentuje się zaś następująco – przespaliśmy jakieś 5 do 10 lat, więc teraz musimy w ekspresowym tempie nadrobić zaległości i wprowadzić na ekrany tyle popularnych komiksowych postaci, na ile pozwala metraż mainstreamowego filmu kinowego. Ofiarą tej strategii był już zawodzący na całej linii Batman v Superman, teraz zaś ucierpiało przez nią dzieło Ayera. W Legionie samobójców scenarzyści poszli na łatwiznę – i to w stopniu, za który należałoby karać ciężkim więzieniem. Już początkowe sekwencje stanowią przyspieszone do granic możliwości wprowadzenie do historii ok. 10 nowych postaci, zaś kolejne sceny nie przynoszą choćby znikomego pogłębienia życiorysu którejkolwiek z nich. Opowieść pędzi do rozczarowującego finału, nie oferując w zamian żadnych interesujących rozwiązań fabularnych. Marvel dał sobie mnóstwo czasu na zbudowanie swojego uniwersum, DC chciałoby stworzyć imperium w czasie kilkakrotnie krótszym. Ich ostatnie dokonania pokazują, że ta taktyka zupełnie się nie sprawdza.

2. Szaleństwo Legionu samobójców skończyło się na kampanii reklamowej – wszyscy ekscytowaliśmy się zwariowanymi, zwłaszcza od strony graficznej, działaniami marketingowymi DC. Odjechane plakaty, punkowo-kwasowa kolorystyka i zapowiedzi naprawdę imponującego widowiska sugerowały, że podczas seansu Legionu samobójców trzeba będzie naprawdę mocno trzymać się fotela. Nic z tych rzeczy – szaleństwo, którego mogliśmy się spodziewać po Harley Quinn, Diablo, a przede wszystkim Jokerze, jest mało przekonujące, sztuczne, a przede wszystkim – prawie nieobecne. Heath Ledger w Mrocznym rycerzu miał w sobie więcej obłędu niż cała ekipa filmu Ayera razem wzięta – częściej w Legionie samobójców mówi się o szaleństwie niż je pokazuje. A przecież to właśnie bezkompromisowością i pozytywnym wariactwem specjaliści od marketingu chcieli zwabić widzów do kina…

3. Will Smith to jeden z najmocniejszych punktów filmu Ayera – ci, którzy zdążyli już skreślić jednego z najpopularniejszych czarnoskórych aktorów w historii, muszą uderzyć się w pierś. Smith w roli Deadshota, czyli nigdy nie chybiającego płatnego zabójcy, spisał się świetnie i jest jedną z niewielu mocnych stron Legionu samobójców. Co prawda nie jest to dawna forma z czasów Bad Boys Dnia Niepodległości, ale Will kradnie kilka ważnych scen, dzięki czemu film Ayera zyskuje nieco jakości. Deadshot, choć jego postać jest podobnie niedopracowana jak pozostałe, otrzymuje sporo czasu ekranowego, a jego relację z Harley Quinn ogląda się z umiarkowaną przyjemnością.

4. Margot Robbie wkrótce będzie największą gwiazdą Hollywood. Jeśli tak się nie stanie, będzie to dowód na to, że Kraina Snów zupełnie znieczuliła się na wyraziste, utalentowane osobowości. W ciągu zaledwie kilku lat ta zaledwie 26-letnia dziewczyna swoją bezpretensjonalnością zdobyła serca wielu widzów – w tym moje. Jako Harley Quinn jest niekwestionowaną królową Legionu samobójców, choć scenarzyści w nikczemny sposób nie dopracowali jej bohaterki. Margot stara się, jak może, ale jej postać to nadal jedynie zaledwie podróbka szalonej ukochanej Jokera. Na szczęście Robbie nadrabia urodą i spontanicznością, dzięki czemu jej gwiazda świeci w filmie Ayera pełnym blaskiem.

5. DC nie umie w humor. Jeśli Legion samobójców miał być Deadpoolem w wersji DC (a wiele na to wskazuje), to czołowy rywal Marvela obnażył wszystkie swoje braki w zakresie posługiwania się humorem. Absolutnie żaden z wykorzystanych w filmie żartów nie nadaje się do powtórzenia, a dialogi pomiędzy postaciami zdradzają niemal zupełny brak chemii pomiędzy aktorami. Wspomniani Smith i Robbie, pewnie za sprawą wcześniejszej znajomości z planu Focus, współpracują ze sobą bez zarzutu, ale już komunikacja pomiędzy Deadshotem a Rickiem Flagiem (Joel Kinnaman) jest zupełnym nieporozumieniem. Legionowi samobójców brakuje luzu i ten brak czuć praktycznie w każdej scenie. Film Ayera nie ma lekkości, która zwykle charakteryzuje ekranizacje komiksów – właśnie dlatego oglądanie go jest sporym wysiłkiem.


DC znowu zawaliło sprawę. Po nieudanym Batman v Superman kolejna ważna premiera 2016 okazuje się rozczarowaniem. Chęć (i poniekąd konieczność) dogonienia Marvel Cinematic Universe zdaje się działać na twórców współpracujących z DC Extended Universe deprymująco – mając do dyspozycji znakomity materiał wyjściowy, tworzą filmy pretekstowe, które pozbawiają miliony czytelników Detective Comics nadziei na to, że ich idole wreszcie doczekają się wreszcie kinowych wcieleń, na jakie zasługują.

Tytuł: Legion samobójców
Tytuł oryginalny: Suicide Squad
Premiera: 1.08.2016
Scenariusz i reżyseria: David Ayer
Zdjęcia: Roman Vasyanov
Muzyka: Steven Price
ObsadaWill SmithMargot RobbieViola DavisJared LetoJai CourtneyJay HernandezAdewale Akinnuoye-AgbajeCara DelevingneJoel KinnamanScott EastwoodKaren Fukuhara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *