Zawsze, gdy rozpoczyna się nowy rok, kinofile całego świata zacierają ręce na myśl o tym, jakie wybitne filmy przyniosą nadchodzące miesiące. Jednak nie wszystkie zapowiadane na 2018 rok produkcje są warte uwagi – kolejne sequele kiepskich produkcji, horrory podejmujące wyświechtane tematy, nowy film przegranego od lat reżysera… Wśród setek kinowych premier znaleźć można całe mnóstwo filmowego barachła, od którego należałoby trzymać się z daleka. Jak więc wyłowić z wypchanych do granic możliwości kinowych repertuarów to, co wartościowe? Na to pytanie nie ma łatwej odpowiedzi, ale podjąłem się wybrania 10 tytułów, na które najbardziej czekam w tym roku, a także kilkunastu innych, na które bez wątpienia trzeba zwrócić uwagę. Kolejność alfabetyczna.
Annihilation (reż. Alex Garland), brak daty polskiej premiery
Jeden z najgorętszych tytułów tego roku, nie tylko dlatego, że to film docenionego za Ex Machinę Alexa Garlanda z Natalie Portman w roli głównej, ale także ze względu na niepewną sytuację dystrybucyjną Annihilation. Jeszcze w grudniu 2017 roku trwały rozmowy dotyczące rozpowszechniania filmu na zagranicznych rynkach i wygląda na to, że już po kilkunastu dniach od amerykańskiej premiery kinowej obiecujące dzieło Garlanda zadebiutuje na brytyjskim Netfliksie (22 lutego). Jak będzie z dystrybucją w Polsce? To dopiero się okaże. Adaptacja pierwszej części trylogii science fiction Jeff VanderMeera opowiada o pani biolog (Portman), która decyduje na udział w niebezpiecznej misji badawczej. Brzmi trochę jak Nowy początek? Pewnie tak, bo i klimat będzie podobny, jak można przekonać się po zwiastunie, ale inspirowanie się Villeneuve’em to żadna zbrodnia.
Avengers: Infinity War (reż. Anthony i Joe Russo), premiera: 27 kwietnia
Niby to znowu to samo – nawet ja czuję się już trochę zmęczony superbohaterską stylistyką – ale Marvel Studios to, co robi, robi dobrze, a szczególnie ciekawi mnie w tym wypadku jak wypadło zebranie na jednym planie tylu znakomitych aktorów i kultowych postaci (trzech Chrisów: Evans, Hemsworth i Pratt!). Jak dotąd żaden z tytułów MCU wyraźnie mnie nie zawiódł, a Infinity War (oficjalnie bojkotuję tłumaczenie Wojna bez granic) może być równie ważnym i udanym wydarzeniem w filmowym uniwersum Marvela, co Civil War (tym bardziej, że oba filmy wyreżyserowali bracia Russo). Co prawda żałuję, że za Infinity War nie zabrał się Taika Waititi, ale miejmy nadzieję, że skumulowanie różnych estetyk (np. poważniejszy Kapitan Ameryka vs. wyluzowani Strażnicy Galaktyki) wyjdzie zarówno temu filmowi, jak i całemu MCU na dobre.
First Man (reż. Damien Chazelle), premiera: 19 października
O tym projekcie wiadomo niewiele ponad to, że jest to kolejny po La La Land wspólny film Damiena Chazelle i Ryana Goslinga oraz że będzie opowiadał o życiu Neila Armstronga, który zapisał się w historii ludzkości jako pierwszy człowiek, który stanął na Księżycu. W zasadzie tyle wystarczy, by ekscytować się tym projektem – Chazelle pokazał, że jak mało kto potrafi zaangażować widza w reżyserowane przez siebie opowieści, a Neil Armstrong zasługuje na to, by wreszcie dorobić się porządnej filmowej biografii. Co ciekawe, w przyszłym roku premierę będzie mieć też nowy film Barry’ego Jenkinsa, z którym La La Land kontrowersyjnie przegrało bój o Oscara dla najlepszego filmu. Czyżby rewanż?
Hold the Dark (reż. Jeremy Saulnier), brak daty polskiej premiery
Po Blue Ruin i Green Room każdy kolejny projekt Jeremy’ego Saulniera (reżyseruje) i Macona Blaira (pisze i gra) z marszu trafia na listę najbardziej oczekiwanych filmów. Razem z Taylorem Sheridanem i Davidem Mackenziem (co prawda Brytyjczykiem, ale never mind) Saulnier tworzy nową falę amerykańskiego kina niezależnego – nie takiego spod znaku niskich budżetów i mumblecore; innego, brudnego, wzorującego się na najnowszej literaturze i umiejscawiającego akcję w nieoczywistych częściach Ameryki. Hold the Dark może w dużej mierze przypominać ubiegłoroczne Wind River Sheridana – w tej adaptacji poczytnej powieści Williama Giraldiego także chodzi o zagadkę kryminalną w pokrytej śniegiem i lodem krainie. Alexander SkarsgÃ¥rd i Riley Keough w obsadzie, Netflix w roli dystrybutora – nie wiem jak wy, ale ja już zacieram ręce!
Mute (reż. Duncan Jones), brak daty polskiej premiery
Kolejny film z Alexandrem SkarsgÃ¥rdem w obsadzie i próba rehabilitacji Duncana Jonesa po wpadce w postaci Warcrafta. Gdy rok temu w Sieci zadebiutowała poniższa grafika, podekscytowałem się na myśl o filmie tak pięknie nawiązującym do estetyki Łowcy androidów. Tyle tylko, że po drodze premierę miał przepiękny Blade Runner 2049 i teraz synowi Davida Bowiego będzie o wiele trudniej zachwycić publiczność. Wydaje się jednak, że historia niemego barmana, który wypowiada wojnę lokalnym gangsterom, ma w sobie wystarczająco dużo potencjału, by zaintrygować sporą publiczność i zmazać plamę na reżyserskim honorze Jonesa.
Pacific Rim: Rebelia (reż. Steven S. DeKnight), premiera: 23 marca
Reżyser Spartakusa i Daredevila, a więc dwóch serialowych hitów, zabiera się za kontynuację jednego z najbardziej niedocenionych blockbusterów ostatnich kilkunastu lat. Pacific Rim ukochałem nie tylko ze względu na udział Charliego Hunnama, do którego pałam sympatią niczym nabuzowana hormonami małolata, ale także ze względu na to, że roboty naparzały się tam z potworami. ROBOTY Z POTWORAMI! Przecież to spełnienie marzeń każdego małego chłopca, który choć raz w życiu w trakcie zabawy zderzał ciężarówkę z dinozaurem czy innym gorylem. Pacifim Rim: Rebelia zapowiada się trochę inaczej – może nie gorzej, ale trochę mniej klimatycznie i bardziej chaotycznie. Obawiam się, że John Boyega i Scott Eastwood mogą nie udźwignąć ciężaru tej superprodukcji, ale bardzo chcę się pomylić.
Plan B (reż. Kinga Dębska), premiera: 2 lutego
Moje córki krowy to dramat obyczajowy, jakich w Polsce brakuje – brakuje u nas kina środka, niekoniecznie lekkiego i głupawego, ale też nie tak przygnębiającego, jak najlepsze polskie dramaty ostatnich lat. Ufam Kindze Dębskiej i jej wrażliwości, bo widzę, że jako reżyserka wciąż się rozwija. Plan B zapowiada się równie dobrze lub nawet lepiej niż Moje córki krowy, a przebicie sukcesu tego filmu byłoby nie lada osiągnięciem.
Ready Player One (reż. Steven Spielberg), premiera: 6 kwietnia
Pierwszy zwiastun Ready Player One sprawił, że wyskoczyłem z butów i na moment przeniosłem się do Krainy Powszechnej Nerdozy. Powieści Ernesta Cline’a nie czytałem, ale polskie wydanie już zamówione (premiera 21 marca) i zamierzam zapoznać się z oryginałem, zanim wybiorę się do kina na Spielbergowską adaptację. Jestem pełen optymizmu i mam przeczucie, że to może być prawdziwa petarda i jeden z najmocniejszych graczy w światowym box office.
The House That Jack Built (reż. Lars von Trier), brak daty polskiej premiery
Nieważne jak antypatycznym człowiekiem na co dzień jest von Trier, jego filmy zawsze ekscytują i wywołują dyskusje, dlatego premiera opowieści o dwunastu latach z życia seryjnego mordercy (Matt Dillon) na pewno odbije się szerokim echem nie tylko w świecie kina, ale kultury w ogóle. Duńczyk regularnie zajmuje opinię publiczną swoimi niezbyt rozsądnymi wybrykami, dlatego dobrze byłoby, aby wreszcie mówiono o twórczości von Triera, a nie jego osobowości. Wierzę, że The House That Jack Built dostarczy w tym celu odpowiednich argumentów.
Wyspa psów (reż. Wes Anderson), premiera: 20 kwietnia
Co tu dużo mówić – Wes Anderson mógłby zrobić film o kulisach powstania gminnej biblioteki publicznej w Trzeszczanach Pierwszych, a i tak byłbym pierwszym widzem na sali kinowej. Uwielbiam wyobraźnię tego człowieka, bo potrafi on opowiadać w najbardziej ekscytujący sposób o nawet najbardziej prozaicznych zdarzeniach i cechach ludzkich. Tym razem powraca do animacji i jeśli Wyspa psów będzie choć w połowie tak dobra, jak jej zwiastun, to szykuje się prawdziwa Andersonowska uczta. Trochę szkoda, że zabraknie mnie na seansie otwarcie w Berlinie, ale chyba wytrzymam te dwa miesiące do polskiej premiery.
BONUS:
The Man Who Killed Don Quixote (reż. Terry Gilliam)
Ten projekt stał pod znakiem zapytania tak długo, tak często był reaktywowany i zamykany, że po prostu nie potrafię się cieszyć informacjami o jego finalizacji, a nawet pełnymi zachwytu reakcjami po pierwszych pokazach. Jeśli jednak wszystko pójdzie dobrze, mamy tu gotowy materiał na dzieło kultowe, absolutnie genialne i pełne dobrze znanej Gilliamowskiej wyobraźni. Oczywiście, że czekam, choć wolę chuchać i dmuchać, by nie zapeszyć.
A oto lista tytułów, które co prawda nie zmieściły się w mojej dziesiątce najbardziej oczekiwanych filmów 2018 roku, lecz są na tyle intrygujące, by wypatrywać ich premier (w niektórych przypadkach już ustalonych):
7 uczuć (reż. Marek Koterski)
Bohemian Rhapsody (reż. Bryan Singer, Dexter Fletcher)
Deadpool 2 (reż. David Leitch)
Everybody Knows (reż. Asghar Farhadi)
Iniemamocni 2 (reż. Brad Bird)
Kursk (reż. Thomas Vinterberg)
Nić widmo (reż. Paul Thomas Anderson; film de facto z 2017 roku, ale dotychczas w bardzo wąskiej dystrybucji)
Nowy projekt Noah Baumbacha
Ocean’s 8 (reż. Gary Ross)
Outlaw King (reż. David Mackenzie)
Ralph Demolka 2 (reż. Rich Moore, Phil Johnston)
Suspiria (reż. Luca Guadagnino)
The Death & Life of John F. Donovan (reż. Xavier Dolan)
The Favorite (reż. Yorgos Lanthimos)
The Irishman (reż. Martin Scorsese)
Na głęboką wodę (reż. James Marsh)
The Other Side Of The Wind (reż. Orson Welles!!!)
Venom (reż. Ruben Fleischer)