Pozycja startowa X-Men: Pierwsza klasa była bardzo trudna. Poprzednie ekranizacje przygód komiksowych mutantów były kinem przaśnym w nieznośnie amerykański sposób, choć dziś wspominam je z sentymentem – podobnym, jakim darzę komiksowy pierwowzór. Jako wieloletni fan X-Men, mający za sobą setki przeczytanych zeszytów, oczekiwałem poważnej, bliskiej oryginałowi produkcji. Można powiedzieć, że część mych oczekiwań została spełniona.
Dlaczego tylko część? Nie spodziewałem się bowiem, aby wszystkie detale z arcyciekawej historii powstania X-Men znalazły odzwierciedlenie w kinowej adaptacji. Tak się nie stało – film Matthew Vaughna jest bardzo daleki od zgodności z oryginałem (choćby pod względem składu pierwszej drużyny X-Men), lecz mimo to Pierwsza klasa jest bliższa jego atmosferze niż którakolwiek z poprzednich części przygód mutantów. Przede wszystkim jednak zdecydowanie nową jakość do serii wnieśli aktorzy. James McAvoy i Michael Fassbender budują doskonały balans pomiędzy spokojnym optymizmem Charlesa Xaviera i brutalnymi instynktami Erika Lehnsherra. Tworzy się pomiędzy nimi ekranowe porozumienie, którego zakwestionować nie sposób.
Zatrudnienie perspektywicznych aktorów, kojarzonych raczej z kinem nagradzanym niż popcornowym, było prawdziwym strzałem dziesiątkę. Dwie mocne postacie umiejętnie prowadzą akcję, tocząc zaciekły bój z Kevinem Baconem, który w roli demonicznego Sebastiana Shawa wypada nad wyraz przekonująco. W tle zaś pierwszych szlifów nabiera cała plejada młodych mutantów, ze zdolnymi Nicholasem Houltem i Jennifer Lawrence na czele. Dużo w ich rolach przesadnego dramatyzmu, ale mimo wszystko zdają egzamin lepiej, niż przypadkowa mieszanka aktorska z wcześniejszych części. Chyba naprawdę uwierzę, że twórcy Pierwszej klasy zatrudnili eksperta od tematyki X-Men, który pomógł aktorom zrozumieć ich role.
To, co przeszkadza mi w filmie , to jego nadmierne upolitycznienie. Akcja toczy się w latach 60-tych XX. wieku, gdy w najlepsze rozwijał się amerykańsko-radziecki konflikt zbrojny. W tamtych czasach debiutował komiks, dlatego poruszenie tej tematyki w X-Men: Pierwsza klasa jest jak najbardziej uzasadnione, jednak chwilami czułem się jak na amerykańskiej lekcji historii. Archiwalne nagrania wypowiedzi JFK, wyścig zbrojeń, a wreszcie stereotypowe ukazanie Rosjan – to wszystko skutecznie przysłania ideę zaprezentowania historii X-Men. Kładzie się też cieniem na naprawdę znakomitym wrażeniu, jakie pozostawia ta obfitująca w akcję i efekty specjalne adaptacja.
Jak już wspomniałem, nie brak tu nadmiernie dramatycznych gestów, ale należy oddać Vaughnowi, że potrafił zrównoważyć patos sprawnie wplecionym humorem. I nie chodzi tylko o młody wiek większości bohaterów, który sam w sobie generuje zabawne sytuacje, ale o typowo filmowe smaczki. Twórca Kick-Ass postarał się o prawdziwy majstersztyk – kilkusekundowe cameo Hugh Jackmana, które doskonale oddaje charakter jego postaci, Wolverine’a, i stanowi ukłon w stronę poprzednich filmów z serii.
Vaughn dokonał rzeczy, która udaje się rzadko – stworzył adaptację komiksu, która nie jest tylko kolejnym elementem kultu superbohaterów, ale ma również wszelkie cechy dobrego filmu akcji i może podobać się nie tylko fanom X-Men. Miejmy jednak nadzieję, że nasi bohaterowie po promocji do następnej klasy nie będą już mieszać się w politykę.
Tytuł: X-Men: Pierwsza klasa
Tytuł oryginalny: X-Men: First Class
Premiera: 25.05.2011
Reżyseria: Matthew Vaughn
Scenariusz: Ashley Miller, Zack Stentz, Jane Goldman, Matthew Vaughn, Sheldon Turner, Bryan Singer
Zdjęcia: John Mathieson
Muzyka: Henry Jackman
Obsada: James McAvoy, Michael Fassbender, Kevin Bacon, Rose Byrne, Jennifer Lawrence, Jason Flemyng, January Jones, Zoë Kravitz, Nicholas Hoult, Lucas Till, Caleb Landry Jones, Matt Craven