Przed premierą Zbliżeń Magdalena Piekorz miała w swym dorobku dwa filmy fabularne. Tylko dwa i aż dwa, chciałoby się dodać, gdyż debiutanckie Pręgi były jednym z najgłośniejszych polskich tytułów pierwszej dekady XXI w. i adaptacją równie głośnej powieści, zaś Senność potwierdzała niepośledni talent młodej reżyserki do wydobywania głębokich emocji z przedstawianych historii. Właśnie z powodu jakości dwóch poprzednich dzieł Piekorz, a nie z powodu jej pozycji w środowisku filmowym, wielu polskich widzów z niecierpliwością czekało na Zbliżenia.
O niezdrowych relacjach rodzinnych powstały już setki, jeśli nie tysiące filmów. Sama Piekorz podjęła ten temat w swym fabularnym debiucie, choć oparte na Gnoju Wojciecha Kuczoka Pręgi opowiadały o patologii przejawiającej się w przemocy fizycznej. W Zbliżeniach tak naprawdę przemocy nie ma – owszem, dobiegająca do czterdziestki Marta i jej mama często sprawiają sobie przykrość, wywołują awantury, ale szybko przepraszają się i godzą. Powracają jednak do toksycznej relacji, w której jedna odbiera drugiej życiową energią i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Gdy w życiu Marty pojawia się Jacek, stosunki bohaterek jeszcze bardziej się komplikują. W emocjonalnej szarpaninie cierpią przede wszystkim plany nowożeńców, którzy wobec stałej obecności matki w ich życiu nie mogą założyć własnej rodziny.
Choć o prawdziwych problemach tej rodziny dowiadujemy się dość późno, poczucie rychłej eskalacji konfliktu towarzyszy widzom już od pierwszych minut seansu. Nerwowa, podszyta wiecznie obecnym żalem atmosfera w domu matki Marty jednoznacznie sugeruje, że w tej historii nie może być happy endu – dawne i obecne pretensje sabotują zarówno relację matka-córka, jak i świeżo rozpoczęty związek małżeński. Dużą rolę odgrywa tu Jacek, który okaże się brakującym ogniwem w tym układzie – na tyle, ile potrafi tonuje burzliwe nastroje obu bohaterek, starając się wpuścić nieco powietrza do ich niezdrowego związku. Mąż Marty okaże się jednak w interpretacji Piekorz jedynie marionetką – nawet gdy zdecyduje się walczyć o ocalenie siebie, nie będzie umiał patrzeć na wzajemne wyniszczanie się bliskich mu osób. Weźmie na siebie ciężar wyprowadzenie rodziny z kryzysu, podporządkowując się jej w zupełności.
Zbliżenia charakteryzuje doskonałe aktorstwo – momentami nieco brawurowe, ale usprawiedliwione żywiołowością reakcji bohaterek, zwłaszcza zjawiskowej Joanny Orleańskiej, która chyba jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie. Nieco zapomniana przez kino Ewa Wiśniewska powraca w świetnej formie, znakomicie odnajdując się w roli zaborczej, kochającej do bólu matki. Nie wyobrażam sobie natomiast, by po roli w Zbliżeniach Łukasz Simlat nie stał się w polskim filmie kimś więcej niż po prostu solidnym aktorem – bardzo rozważnie i precyzyjnie wykreowana postać Jacka podobała mi się w filmie chyba najbardziej. Być może to tylko przejaw samczej solidarności, jednak z gry Simlata płynęła jakaś trudna do określenia prawda o życiu, której dałem się ponieść.
Nowy film Piekorz prawdopodobnie nie zostanie zapamiętany przez widzów – od czasu jej debiutu w polskim kinie pojawiło się mnóstwo dramatów rodzinnych zrealizowanych na wysokim poziomie. Nie każdy jednak z taką łatwością wydobywa najtrudniejsze do opisania emocje i najbardziej niewygodne relacje. Zbliżenia będą zaś formą terapii dla tych, którzy sami tkwią lub tkwili niegdyś w podobnie szkodliwych związkach.Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Tytuł: Zbliżenia
Premiera: 24.10.2014 r.
Reżyseria: Magdalena Piekorz
Scenariusz: Magdalena Piekorz, Wojciech Kuczok
Zdjęcia: Marcin Koszałka
Muzyka: Adrian Konarski
Obsada: Ewa Wiśniewska, Joanna Orleańska, Łukasz Simlat, Małgorzata Niemirska, Jacek Braciak