The limits of my language mean the limits of my world.
W jakże niecodziennych warunkach przyszło mi obejrzeć magiczny film Dereka Jarmana pod wszystko mówiącym tytułem Wittgenstein. Wybrałem się na zajęcia filozofii, a odnalazłem się niemal w sali kinowej, w którą na półtorej godziny zamieniła się sala wykładowa. Patrzyłem jak zaczarowany na to, jak zupełnie nieszablonowo opowiadać można o filozofii.
Pierwsze, co zwraca uwagę, to czarna otchłań wokół postaci. Każda ze scen rozgrywa się bez tła – dalsze plany nie istnieją, a wszystko poza pierwszym planem pochłania czerń. To mocno artystyczne, teatralne zawężenie spektrum pozwala mocniej skupić się na postaciach, głównie na Ludwiku Wittgensteinie. Ciekawie zagrał go Karl Johnson, ale obwieszony złotem Clancy Chassay w roli młodego Ludwika wypadł wręcz rewelacyjnie. Poza nimi w filmie zobaczymy prawdziwy kalejdoskop postaci, a każda z nich jest przyczynkiem do poruszania przez Wittgensteina kolejnych postulatów filozoficznych.
Ludwik zastanawia się nad zasadnością gestów, nad językiem, które determinuje jego świat i jego granice. Popada w depresję, zatraca się w homoseksualnym związku, myśli o samobójstwie, chce wyjechać do Rosji i pracować fizycznie. Johnson bardzo dobrze ukazuje nam bolączki filozoficznego umysłu, a jego wiecznie zafrasowana mina stanowi obraz, który jako pierwszy pojawia się w naszej wyobraźni na myśl o filmie.
Dzieło Jarmana (przedwcześnie, niestety, zmarłego artysty) charakteryzuje się znakomitymi, pełnymi pasji dialogami, scenami pełnymi artystycznego wyczucia i ogromną dawką wiedzy na temat jednego z najwybitniejszych umysłów współczesnej filozofii, inspiratora neopozytywizmu i pragmatyki. To film dla ludzi, którzy oprócz głodu wiedzy mają również otwarty umysł.
Wittgenstein; premiera: 26.03.93; reżyseria: Derek Jarman; scenariusz: Ken Butler, Terry Eagleton, Derek Jarman; obsada: Clancy Chassay, Karl Johnson, Michael Gough, Tilda Swinton