Drugą dziesiątkę cyklu NIEDOPATRZENIE rozpoczynamy dyskusją o skądinąd kultowym horrorze komediowym lat 80. – Gremliny rozrabiają Joe Dantego z 1984 roku. I znowu mocno różnimy się w odbiorze filmu!
Dawid: Sądziłem, że kultowość Gremliny rozrabiają choćby częściowo wynika z jakości, ale – niestety – pomyliłem się. W kategorii „komediowy horror” wypada bladziutko, bo ani to śmieszne, ani straszne.
Maciek: No, ale jak to?! Ja nie mogłem wytrzymać ze śmiechu podczas sceny w knajpie, gdy gremliny przy papierosach, piwie i drinkach świętują udany wieczór. Fenomenalna groteska, wyolbrzymiająca przecież ludzkie nałogi i brud. Jeszcze lepszą sekwencję dostajemy w kinie (dopiero teraz zrozumiałem skąd Tarantino zaczerpnął pomysł na finał Bękartów wojny), gdy uradowane gremliny zajadają się popcornem i bawią się w trakcie seansu Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków. Horrorowość Gremlinów oczywiście wybrzmiewa słabiej. Jednak bliżej filmowi Dantego do parodii niż Obcego (choć i tu znalazłem ciekawą parafrazę). Dla mnie to w całości przemiłe zaskoczenie.
Dawid: Jedyny moment, w którym rzeczywiście trochę się pośmiałem, to ten, gdy matka głównego bohatera – spokojna pani domu – zamienia się w zabójczą strażniczkę domowego ogniska podczas najazdu gremlinów. Sporo obiecywałem sobie po tych stworach. Ich historia sięga początku XX wieku, a we współczesnej popkulturze zakorzeniły się bardzo mocno – no i się mocno rozczarowałem. Ot, złośliwe pacynki, których trudno się bać, a podziwiać nie sposób.
Maciek: A w trakcie seansu nie miałeś ciągłego wrażenia przyjemnej niedorzeczności? To randomowa, archetypiczna mała mieścinka, gdzie na jednej ulicy Kevin broni się przed atakiem złodziei, gdzie indziej James Stewart przeżywa egzystencjalny kryzys, a tutaj znikąd pojawiają się te absurdalne diabelskie stworzenia i z uśmiechem na mordkach psocą i psocą, bez żadnych hamulców. Zmierzam do tego, że Gremliny rozrabiają brawurowo kpi z otoczki, klimatu i konwencji kina świątecznego, podgatunku przecież tak mocno wpisanego w amerykański filmowy pejzaż.
Dawid: No tak, ale czy sam fakt zabawy z konwencją Christmas movies wystarczy do stworzenia ciekawego filmu? Mam wrażenie, że sama otoczka świąteczna to tylko przypadek. Znacznie bardziej widoczne jest to, że Gremliny powstały na fali sukcesu E.T., tyle że zabrakło tu charakterystycznych i charakternych potworków – nawet uroczy Gizmo nie dorasta do pięt kosmicie z filmu Spielberga, o całej reszcie hordy gremlinów nie wspominając. Próżno też szukać jakiejkolwiek interesującej postaci wśród homo sapiens – miałem nadzieję, że chociaż ojciec głównego bohatera, pechowy wynalazca, odegra tu jakąś konkretną, zapadającą w pamięć rolę, ale nic takiego nie nastąpiło. Jednym słowem zabrakło tu tego, z czego słynęły blockbustery lat 80. – kiczowatych, ale wyrazistych postaci, do których, chcąc nie chcąc, czuło się ogromną sympatię.
Maciek: Według mnie Gremliny rozrabiają, właśnie idąc nieco pod prąd, są filmem znacznie lepszym niż cukierkowy film Spielberga. To dość dalekie porównanie, ale możemy je kontynuować. W obu filmach na pewno dostajemy taki sam zestaw szablonowych postaci. Czy w E.T. jakiś człowiek naprawdę jest tak fascynująco interesujący? Widziałem ten film kilka lat temu i nie powiem, by cokolwiek skłaniało mnie do powtórki. No i zgoda, ojciec głównego bohatera to comic relief, tam młodszy ciekawski brat, gdzie indziej starszy znajomy z traktorem, tu zaczynająca randkować parka, tam zła, prześladująca mieszkańców starsza zamożna pani. W Gremlinach mamy szereg różnych i jednocześnie typowych postaci. Oczywiście, wolałbym, by wśród nich był Macaulay Culkin czy Bruce Willis, ale dla mnie Gremliny rozrabiają nie stoją bohaterami, ale absurdalnością pomysłu wyjściowego i jego eskalacją, kilkoma przezabawnymi sekwencjami, kreskówkowością zdarzeń (gremliny rzucające się na Świętego Mikołaja), kpiną i jajcarstwem.
Dawid: Jak dla mnie to tej kpiny i jajcarstwa nie starczyło, by zapewnić mi udany seans. Jakieś 6-7 lat temu widziałem Noc pełzaczy z 1986 roku i to był naprawdę klawy film: tak zły, że aż dobry – podobnie było m.in. z równie kultowymi co Gremliny Wstrząsami z młodym Kevinem Baconem. Ja wychodzę z założenia, że w filmowym konflikcie – tutaj ludzie vs. gremliny – przynajmniej jedna ze stron musi mnie kupić. A w filmie Joe Dantego ani dziwolągi, ani ludzie mnie nie przekonali. Pewnie dlatego, że nie ma tu, jak to zwykle w ejtisowych filmach bywa, jakiejś jednej wiodącej postaci, która byłaby na tyle wyrazista, by pociągnąć za sobą tłumy. Jestem w stanie zrozumieć, że Gremliny mogą się podobać, bo to ciekawy koncept, ale mnie nie przekonała realizacja – zdecydowanie wolę cukierkowego E.T. albo po prostu jakiegoś strasznego horrorowego stwora niż kreatury, które w swojej istocie są nijakie.
Maciek: Noc pełzaczy – uuu, muszę nadrobić! W Gremlinach uwielbiam właśnie to, że twórcy, bohaterowie, a w szczególności same gremliny zdają sobie sprawę, że nie są „strasznymi horrorowymi stworami”. Idealnie, że to wyciągnąłeś, bo właśnie teraz wrócę do Obcego – ósmego pasażera „Nostromo”, o którym wspominałem na początku. Na pewno pamiętasz scenę z finału filmu Scotta, gdy Obcy chowa się w kapsule z Ellen Ripley? Obcy skrywa się tam wśród tych kabli, rur i „bebechów” ratunkowej kapsuły. Te części, splecione ze sobą, przypominają jego samego. To idealna kryjówka. I teraz: co w Gremlinach robi ten nasz stworek w czasie końcowej konfrontacji w sklepie z zabawkami? Chowa się na półce wśród pluszaków. Rewelacyjna zgrywa, błyskotliwa parafraza i prześmieszny parodystyczny żart. Ja w Gremlinach co chwila wyłapywałem takie smaczki.
Dawid: Pokonałeś mnie głębią interpretacji. Ja nie dostrzegłem tego cytatu (nasuwa się odwieczne pytanie: był zamierzony czy przypadkowy?), ale być może wynikało to z ogólnego poirytowania seansem. Cieszę się, że mogłeś poczuć satysfakcję związaną z tymi filmowymi nawiązaniami, ale ja straciłem zainteresowanie „akcją” już po około pół godzinie. Na tle innych horror-komedii lat 80. wypada to wszystko mdło. W moim przekonaniu jedna czy druga udana scena nie sprawia, że za udany można uznać cały film.
Maciek: Nie ma znaczenia czy były zamierzone. Nawet jeśli sami twórcy nie powoływali się świadomie, to na pewno dochodzi tu do bardzo podobnego mechanizmu, czyli do kamuflażu. Obcy – ósmy pasażer „Nostromo” też zapewne nie był w tym pierwszy. Tak czy siak, na tym polega przecież oglądanie kina czy obrazów, czytanie książek czy słuchanie muzyki. Część treści i komunikatów odbieramy zgodnie z intencjami twórców, części sami nadajemy znaczeń, a jeszcze inne wtłaczane są nam przez czytane przez nas opracowania, recenzje i pogaduszki z ziomeczkami. To dobrze i dla nas (odbiorców), i dla samego dzieła. Nie wszystko koduje nam twórca, sami kodujemy niemało, a trochę koduje nam otoczenie.
Dawid: Gorzej, gdy już gdzieś na początku seansu odbiera się nam ochotę na owo odkodowywanie. Bo tak szukam i szukam tych pozytywów i, poza wspomnianą sceną z waleczną panią domu, chyba tylko mała rola Coreya Feldmana była dla mnie takim akcentem in plus. Wystawiam Gremlinom 4/10 i raczej nie planuję kolejnych wieczorów z sequelami.
Maciek: Przebijam podwójnie i rzucam na stół 8/10. Dużo frajdy, dużo jakości, reżyserskiej pomysłowości, przedniej kpiny i żartu, prześmiewczości i urokliwej niedorzeczności. Jednym słowem i jednym wykrzyknikiem: brawo!
Dawid: Następnym razem musimy się umówić na oglądanie tego samego filmu, bo wszystko wskazuje na to, że obejrzeliśmy jednak dwie zupełnie różne produkcje. Niemniej jednak cieszę się, że Ci się podobało – mam nadzieję, że po Nocy pełzaczy zrozumiesz, dlaczego Gremliny pozostawiły we mnie niedosyt!
Maciek: Oby! Noc pełzaczy na pewno przede mną!
€”€”€”€”€”€”€”€”€”€”€”
Maciej Niedźwiedzki – krytyk filmowy, redaktor portalu Film.org.pl, niezrównany znawca filmów animowanych. O sobie pisze tak:
Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnice Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą trylogię Toy Story. Od dłuższego już czasu w redakcji Filmorgu. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i, co roku w maju, festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.