Na istniejącej już od ponad 8 miesięcy platformie MojeEkino.pl znajduje się kilkadziesiąt znakomitych tytułów filmowych – część jest tam na dłużej, część trafia tylko na chwilę, ale to zawsze świetny, świeży repertuar, nierzadko kino niszowe, ambitne, arthouse’owe, którego na Netfliksie nie uświadczycie. Ale czasem to też mniej popularne kino gatunkowe, jak Pod powierzchnią Joachim Hedén, trzymający w napięciu szwedzko-norweski thriller surwiwalowy.
Ida (Moa Gammel) to około 40-letnia Szwedka z problemami małżeńskimi. Szukając od nich odskoczni, wyrusza na norweskie rubieże, do domu matki, gdzie ma spotkać się też z przyrodnią młodszą siostrą Tuvą (Madeleine Martin). Wszystkie trzy kobiety od zawsze nurkują, a najmłodsza z nich zarabia tym na życie. Chcąc odnowić więzi, planują wspólny wypad głębinowy, z którego dość szybko wykrusza się podupadająca na zdrowiu matka. Ida i Tuva wyruszają więc same, wybierając fiord na zupełnym odludziu. Niedługo po tym jak schodzą pod wodę, osuwający się ze ściany skalnej głaz przygniata bardziej doświadczoną Tuvę do dna – tym samym przerażona Ida staje się jedynym ratunkiem dla młodszej siostry. Dysponując niewielką ilością tlenu w butlach, kobiety muszą planować kolejne ruchy zarazem ostrożnie i w pośpiechu, a w wyścigu z czasem zdecydowanie nie są faworytkami.
Pod powierzchnią to z całą pewnością nie jest propozycja dla osób z klaustrofobią, o hydrofobii nie wspominając. Spora część scen zrealizowana została pod wodą i to naprawdę robi wrażenie – choć akcja nie rozgrywa się na środku wzburzonego oceanu, to zawsze, gdy kamera schodzi, nomen omen, pod powierzchnię, robi się ekscytująco. Joachim Hedén, dotąd mający na koncie jedynie trzy mało znane dramaty obyczajowe, popisuje się nie lada umiejętnościami reżyserskimi. Udało mu się okiełznać podwodną ciemność i stworzyć bardzo przekonujący thriller, w którym więzy rodzinne wydają się być nawet ważniejsze niż przetrwanie. W rozpoczynającym Pod powierzchnią ujęciu obserwujemy traumatyczne zdarzenie z dzieciństwa bohaterek, kiedy to Ida nie dopilnowała młodszej siostry, która cudem uniknęła śmierci. To zdarzenie położyło się cieniem na życiu starszej z sióstr, ale w sytuacji krytycznej staje się głównym motywatorem jej działań. Gdy niemal wszystkie rozwiązania i pomysły zawodzą, Ida odnajduje w sobie traumatyczne wspomnienie, które zmusza ją do podjęcia jeszcze jednej, ostatniej próby.
Fabularnie nie ma tu innowacyjnych rozwiązań, choć trzeba przyznać, że w postawie Idy nie ma hollywoodzkiego bohaterstwa – jest przerażona, bezradna, pełna wątpliwości. Jej decyzje są nerwowe, często nieprzemyślane i na żadnym etapie nie można być pewnym, czy walka o przetrwanie zakończy się sukcesem. To na pewno jedna z zalet Pod powierzchnią – ukazuje rzeczywistą i wiarygodną bohaterkę, nie kogoś o stalowych nerwach. Znacznie łatwiej jest utożsamić się z taką postacią, łatwiej jest jej też kibicować. Nawet wówczas, gdy w nerwach traci czas na uciszanie psa (jest też inna, nieco mniej przyjemna scena z czworonogiem w roli głównej, ale o tym cicho sza) albo nieporadnie usiłuje dostać się do samochodu. Nie sposób wtedy krytykować Idy, bo pytanie „Jak ja poradził(a)bym sobie w podobnie ekstremalnej sytuacji?” nasuwa się samo.
Kilka dni temu recenzowałem norweską dylogię o tsunami i trzęsieniu ziemi, ale okazuje się, że nie tylko w tym gatunku Skandynawowie radzą sobie przyzwoicie. Pod powierzchnią to dowód na to, że nie trzeba wielkich amerykańskich wytwórni i ogromnych budżetów, by kręcić wysokiej jakości kino gatunkowe.
7/10
Tytuł: Pod powierzchnią
Tytuł oryginalny: Breaking Surface
Premiera: 14.02.2020
Scenariusz i reżyseria: Joachim Hedén
Zdjęcia: Eric Börjeson, Anna Patarakina
Muzyka: Patrick Kirst
Obsada: Moa Gammel, Madeleine Martin, Trine Wiggen