Przed premierą Avengers pytaniem, które wszyscy sobie zadawali, było nie tyle czy, ale jak wielkim hitem okaże się wysokobudżetowy film Joss Whedon. Wyniki poprzednich produkcji, należących do serii wdzięcznie nazwanej Marvel Cinematic Universe, zdecydowanie mogły napawać optymizmem. Fani, którzy odliczali dni do premiery epickiej kulminacji sagi o superbohaterach, nie mają prawa być rozczarowani. W opowieści o Mścicielach znajdą bowiem wszystko to, co we wcześniejszych częściach cyklu – w dodatku zmultiplikowane.
Tym, co charakteryzuje nowe produkcje Marvel Studios – a więc te powstałe od 2008 r. do dziś – jest fantastyczny dystans do przedstawianej konwencji. Twórcy Iron Mana, Thora czy recenzowanych tutaj Avengers z pełną świadomością potencjału rozrywkowego, jaki niesie ze sobą adaptacja komiksu, wykreowali bohaterów, którzy są niemal Bogami, a jednocześnie niczym zwykli ludzi żartują i upijają się. Whedon i spółka w finałowym akcie skumulowali wszystkie cechy, za które uwielbialiśmy wcześniejsze odsłony tej serii – humor, różnorodność postaci, znakomite dialogi.
Jak można było się spodziewać, prym wiedzie Tony Stark a.k.a. Iron-Man, czyli po prostu permanentnie cyniczny Robert Downey Jr. Nie dziwi decyzja studia Marvela o zdecydowanym postawieniu na tę postać – wyniki finansowe dwóch filmowych przygód miliardera w czerwono-złotej zbroi mówią same za siebie. Nikt chyba nie oczekiwał, że Scarlett Johansson czy Jeremy Renner wezmą na swoje barki odpowiedzialność nie tylko za ocalenie Ziemi w filmie, ale zapewnienie odpowiednich sum po stronie zysków. Jak przekonują aktualne rankingi, wybór był słuszny, bo już dziś, w kilka tygodni po premierze, Avengers są czwartym najbardziej kasowym filmem wszech czasów, a kwestią dni jest wyprzedzenie ostatniej części Harry’ego Pottera.
Karkołomnym byłoby rozpatrywanie filmu Whedona w kategoriach dzieła filmowego – superbohaterowie nie muszą tworzyć głębi postaci, a scenariusz nie musi być zaskakujący. Komiksowa produkcja nie oferuje ekscytujących dramatycznych konfrontacji ani artystycznych zdjęć – ma stanowić potężny ładunek rozrywki i dynamicznej akcji, a z tego Avengers wywiązują się znakomicie. Trudno też doszukiwać się w tym obrazie zgodności z papierowymi przygodami herosów, ale pojedynek z potężnym Lokim, znanym już jako brat protagonisty z filmu Thor, stanowi prawdziwą jazdę bez trzymanki – kamera niczym po sznurku porusza się za kolejnymi bohaterami, którzy wznoszą się na wyżyny swoich możliwości, aby odeprzeć atak Obcych na Ziemię. Jedynym minusem jest to, że cała sekwencja walki trwa zbyt długo – wydaje się, że ostatnie 40 minut z ponad dwugodzinnego seansu to właśnie finałowa jatka, która po pewnym czasie zaczyna nużyć. Coś, co miało stanowić efektowne zakończenie, stało się jedną ze słabości tej superprodukcji.
Odzywa się we mnie jednak dzieciak, który w 1993 r. został wciągnięty w świat komiksów Marvela, wtedy za sprawą ś.p. wydawnictwa TM-Semic. Ten właśnie podekscytowany chłopak przypomina mi o sentymencie, jakim darzę wszystkich nadludzi z kolorowych stron amerykańskich zeszytów, a który nie pozwala mi napisać, że Avengers to film średni czy przereklamowany. Sala kinowa momentami wręcz huczała od śmiechu widzów – autentycznego, niewywołanego żenującą sceną, a prawdziwym, żywym humorem. Wszystko, co widzieliście w trailerach, było zgodne z prawdą – film Jossa Whedona stanowi ostatnie ogniwo ewolucji nowego subgatunku kina. Zapamiętajcie me słowa – oto przed Wami narodziła się bowiem komedia superbohaterska. Jeszcze będziecie mnie cytować.
Tytuł: Avengers
Tytuł oryginalny: The Avengers
Premiera: 11.04.2012
Reżyseria: Joss Whedon
Scenariusz: Joss Whedon, Zak Penn, na podstawie komiksu autorstwa Stana Lee i Jacka Kirby’ego
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Muzyka: Alan Silvestri
Obsada: Robert Downey Jr., Scarlett Johansson, Jeremy Renner, Chris Evans, Mark Ruffalo, Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Clark Gregg, Cobie Smulders, Stellan Skarsgård, Samuel L. Jackson, Gwyneth Paltrow