Gdy w 2010 r. podczas I edycji
American Film Festival prezentował swój pierwszy film, One Too Many Mornings,
Michael Mohan wyglądał na faceta, który za kamerą stanął przez przypadek. Jego
debiut był surowym, kameralnym komediodramatem, zrobionym w czerni i bieli,
przy niemal zerowym budżecie. Jak sam przyznał, zdjęcia powstawały wieczorami i
w weekendy, gdyż żaden z członków ekipy filmowej nie mógł sobie pozwolić na
całkowite poświęcenie się filmowi. To było kiedyś. Dziś, w dwa lata po
premierze swego debiutu, Michael Mohan wydaje się być twórcą o wiele bardziej
świadomym i – o dziwo – świeższym. Jego Dobra partia to przykład
amerykańskiej komedii, w której brakuje infantylności i typowej dla Hollywood ignorancji.

Nie jest to dzieło wybitne –
klasyczna narracja, nieco przerysowane aktorstwo, zbyt dobrze znane motywy
fabularne mogłyby z pewnością doprowadzić do artystycznej porażki Mohana. Tak
się jednak nie dzieje. Przy całej gamie swoich mniejszych lub większych wad, Dobra partia stanowi dowód na to, że kino to nie dziedzina, w której sympatię
widzów zdobywają tylko dzieła wybitne. Lekka, dobrze opowiedziana i przyzwoicie
zagrana komedia bawi i wzrusza, odrzucając patetyczną sztuczność
charakterystyczną dla amerykańskiego mainstreamu. Choć gra aktorska bywa
przesadzona, bohaterowie są bardziej prawdziwi i przekonujący nie tylko od
postaci z filmów głównego nurtu, ale nawet od ludzi, których zdarza nam się
spotykać w rzeczywistości.

Sarah to dziewczyna, jakich
wiele. Ładna, inteligentna, zabawna, a mimo wszystko w swym życiu trochę
zagubiona. Właśnie wprowadza się do swojego chłopaka-muzyka, który planuje
oświadczyny podczas jednego z koncertów. Zupełnie zaskoczona i niepewna swych
wyborów Sarah rozstaje się z partnerem, by zaraz wskoczyć w kolejny związek.
Tym razem jednak Jonathan wydaje się być właściwym wybrankiem – zakochani nie
widzą świata poza sobą, tym bardziej, że mają wspólny pogląd na, według nich
bezzasadną, instytucję małżeństwa. Jak to zwykle jednak bywa, idylla zostaje
przerwana, gdy w życiu nie do końca dojrzałej Sarah zachodzi bardzo poważna
zmiana.

Zawirowania sercowe w życiu bohaterki
to motor napędowy fabuły. Z punktu widzenia kobiet Dobra partia może wyglądać
nieco szowinistycznie, bowiem przedstawione są w filmie Mohana jako niezdecydowane
i zagubione, niezdolne do podjęcia stanowczych decyzji. Z drugiej strony jednak
męscy bohaterowie nie wyglądają tu lepiej – są niezdarni, impulsywni, a nade
wszystko zależni od słabszej płci, dlatego Dobra partia może stanowić
przykład moralnego zwycięstwa kobiet nad mężczyznami. Mohan stawia jednak
nienajlepszą diagnozę pokoleniu dwudziestoparo- i trzydziestolatków, którzy
wciąż nie odnajdują się w topografii współczesnego życia.

Niepozorny reżyser, który
przyznał, że jego drugi film powstał głównie dzięki dobremu odbiorowi debiutu
podczas I edycji AFF, zebrał utalentowaną ekipę filmową, która generuje
niesamowite ilości świeżych i zabawnych dialogów. W połączeniu z plastycznymi,
niezwykle barwnymi zdjęciami i dynamiczną muzyką tworzą jedną z lepszych komediowych
pozycji 2012 roku, przywracającą wiarę w kino niezależne wolne od ciężkiego
moralizatorstwa i obowiązkowego smutku.

Tytuł: Dobra partia
Tytuł oryginalny: Save the Date
Premiera: 22.01.2012
Reżyseria: Michael Mohan
Scenariusz: Michael Mohan, Jeffrey Brown, Egan Reich
Zdjęcia: Hrishikesh Hirway
Muzyka: Hrishikesh Hirway
Obsada: Lizzy Caplan, Alison Brie, Martin Starr, Mark Webber, Geoffrey Arend

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *