Nigdy nie przestanie mnie dziwić, że możnowładcy Hollywood wciąż przeznaczają miliony dolarów na produkcje takie, jak Jestem numerem cztery. Film dla nastolatków i fanów taniego science-fiction jest mało wybrednym przetworzeniem wszystkich najbardziej ogranych wątków w tego typu obrazach. A jednak znajdą się tacy, jak ja – łudzący się, że może to właśnie przełom.
Żeby było jasne – filmowi D.J. Caruso w ramach wyżej wymienionej stylistyki niewiele można zarzucić. Śliczni główni bohaterowie, czynnik pozaziemski/magiczny/paranormalny, typowe amerykańskie liceum z futbolistami i niedoszłymi cheerleaderkami. Sto procent konwencji, do tego stopnia, że czułem się, jakby ktoś puścił mi Jumpera, tylko z podmienionymi aktorami. Nie chciałbym jednak nadużywać tego słowa – aktorstwo to bowiem nazwa pewnej profesji i umiejętności, a o tym w Jestem numerem cztery raczej nie może być mowy.
Przyzwoite efekty specjalne, przystojni bohaterowie, którzy mają szansę na dłużej zadomowić się na plakatach w pokojach amerykańskich nastolatek i otwarta furtka dla kolejnej części – to w zasadzie najważniejsze cechy tego filmu. Jakiś ukryty przekaz? Raczej nie. Czysta, nieskomplikowana, prymitywna rozrywka.
Czyli pewnie się przyjmie.
Tytuł: Jestem numerem cztery
Tytuł oryginalny: I Am Number Four
Premiera: 17.02.2011
Reżyseria: D.J. Caruso
Scenariusz: Alfred Gough, Miles Millar, Marti Noxon, na podstawie powieści Jobiego Hughesa i James Freya pod tym samym tytułem
Zdjęcia: Guillermo Navarro
Muzyka: Trevor Rabin
Obsada: Alex Pettyfer, Timothy Olyphant, Teresa Palmer, Dianna Agron, Callan McAuliffe, Kevin Durand