Nie czytałem powieści Młode kobietki, nie widziałem żadnej z wcześniejszych ekranizacji – a wiem, że wersja Gillian Armstrong z 1994 z Winoną Ryder i Christianem Balem zdobyła uznanie – ale mimo wszystko wiedziałem, że projekt Grety Gerwig będzie dużym sukcesem. Nie tylko ze względu na wspaniałą obsadę, ale też wyjątkowy zmysł Gerwig – jednej z najbardziej obiecujących filmowców, którzy objawili się w Hollywood w ostatnich latach.

Little Women

Gerwig, która najpierw sama zdobyła uznanie przed kamerą, zebrała na planie prawdziwy kwiat współczesnego młodego kobiecego aktorstwa – Saoirse Ronan, Emmę Watson, a przede wszystkim będącą na gigantycznej fali wznoszącej Florence Pugh – i pozwoliła tym wspaniałym młodym damom wyzwolić z siebie najczystszą kobiecą energię. Młode kobietki – co nie będzie szczególnym odkryciem – to opowieść o najróżniejszych odcieniach kobiecości: od całkowitej uległości i spolegliwości po bunt i wrodzoną niepokorność. Poznajemy tu historię czterech sióstr March, które w czasach wojny secesyjnej wychowują się w niewielkim miasteczku w stanie Massachusetts. Mocno zżyte ze sobą i matką, tworzą w swoim ubogim domu prawdziwie kobiecy wszechświat, w którym z jednej strony zacieśniają się siostrzane więzy, z drugiej – buzują hormony i kotłują się emocje. Najstarsza z sióstr Meg (Emma Watson) szybko znajduje życiowego partnera, zaledwie rok młodsza Jo (Saoirse Ronan) to jej absolutne przeciwieństwo – nie zamierza dać się usidlić przez żadnego mężczyznę, a jej pasją jest pisanie. Młodsza o kolejne dwa lata Beth (Eliza Scanlen) to wcielenie anielskiej niewinności, zaś najmłodsza w gronie Amy (Florence Pugh) okazuje się tą najbardziej przebojową.

Little Women

I właśnie pomiędzy Amy i najbardziej niezależną Jo rozgrywa się główny konflikt filmu. Najbardziej przebojowa z sióstr, mimo młodego wieku, szybko zaczyna odważnie poczynać sobie w tzw. towarzystwie, a na domiar złego obiektem jej westchnień staje się przystojny i bogaty sąsiad Marchów, Laurie (Timothée Chalamet), który z kolei zadurzony jest po uszy w Jo, traktującej chłopaka wyłącznie jako przyjaciela. Łatwo można było ten dość banalny trójkąt ukazać w nieznośnie dramatyczny sposób i zatracić się w ciągu emocjonalnych wybuchów. Gerwig na szczęście powstrzymała się przed pokusą pójścia na łatwiznę i postawiła na co innego: chemię między bohaterami. Rzadko kiedy filmowe rodziny wypadają równie wiarygodnie, ale jeśli ktoś powiedziałby mi, że Watson, Ronan, Scanlen i Pugh to naprawdę siostry, uwierzyłbym. Emocje pomiędzy pannami March wydają się najprawdziwsze, a znakomicie napisane przez Gerwig dialogi sprawiają, że siostrzane rozmowy bardziej przypominają inteligentne werbalne pojedynki niż błahe pogaduszki. Każda z dziewcząt walczy tu o swoją przyszłość, choć każda z nich podąża inną, nieakceptowalną dla pozostałych sióstr ścieżką.

Little Women

Małe kobietki nie miały mnie zachwycić – a przynajmniej zachwytu nie oczekiwałem. Tymczasem całkowicie wsiąkłem w rozrysowany przez Gretę Gerwig świat, niemal czując się członkiem zwariowanego klanu Marchów. Choć Małe kobietki to opowieść o dużym kulturowym znaczeniu, a w filmie nie brakuje trudnych i wzruszających momentów, dzieło Gerwig ma w sobie niezwykłą lekkość. Opowiada o najwspanialszym kobiecym pięknie, nie używając kobiecości jako oręża, lecz ukazując ją jako najpiękniejszą ludzką cechę. Bo przecież kobiety nie są kobietami przeciwko czemuś lub w walce z czymś, lecz tak po prostu – dla samych siebie i dla świata.

9/10

https://www.youtube.com/watch?v=G53uak8viDw

Tytuł: Małe kobietki
Tytuł oryginalny: Little Women
Premiera: 24.12.2019
Reżyseria: Greta Gerwig
Scenariusz: Greta Gerwig, na podstawie powieści Louisy May Alcott
Zdjęcia: Yorick Le Saux
Muzyka: Alexandre Desplat
Obsada: Saoirse Ronan, Emma Watson, Florence Pugh, Eliza Scanlen, Laura Dern, Timothée Chalamet, Tracy Letts, Bob Odenkirk, James Norton, Louis Garrel, Chris Cooper, Meryl Streep

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *