W kinie najtrudniej mówi się o najprostszych emocjach. Najbardziej prozaiczne ludzkie relacje niełatwo zobrazować, bo i niełatwo je zrozumieć. Czasem tworzą się ponad rozsądkiem i oczekiwaniami, rodzą się w najmniej spodziewanych okolicznościach. Historia opisana w Once to przykład tego, jak w zupełnie naturalny sposób między ludźmi rodzi się bliskość.
W surowej, dokumentalnej formie kina niezależnego, John Carney opowiada nam o dwójce życiowych rozbitków, próbujących posklejać fragmenty dawnego szczęścia. On to uliczny grajek, ona również na ulicy sprzedaje kwiaty. Swoją sytuację traktują jako odskocznię do czegoś lepszego, oferującego więcej, niż życie daje im teraz. Ruchliwa uliczka staje się areną ich spotkań, dopóki ich wspólna muzyczna pasja nie popchnie ich do podjęcia ryzyka.
Obserwowanie, jak tych dwoje zbliża się do siebie przy dźwiękach swej niezwykle nastrojowej muzyki, jest największą przyjemnością. Aktorska nieświadomość głównych bohaterów to w przypadku Once nie tyle zaleta, co nieodzowny element. Glen Hansard i Markéta Irglová są naturalni i przekonujący, ujmują prostotą i bezpośredniością. W tym właśnie tkwi siła filmu Carneya – nie ma tu brawury, niepotrzebnych szarży czy niewiarygodnych rozwiązań fabularnych. Jest proste – i trudne zarazem – życie.
Once to hymn na cześć muzyki, marzeń, intymności. Wspaniała, magiczna opowieść, którą powinien obejrzeć każdy, kto jest fanem muzyki i kina. I życia.
Tytuł: Once
Premiera: 15.07.2006
Scenariusz i reżyseria: John Carney
Zdjęcia: Tim Fleming
Muzyka: Glen Hansard, Markéta Irglová
Obsada: Glen Hansard, Markéta Irglová, Bill Hodnett, Danuse Ktrestova, Geoff Minogue