Tak, o ważnych sprawach trzeba w kinie mówić. Ale też trzeba umieć robić to w sposób, który nie sugeruje absolutnej zachowawczości i braku zainteresowania zagłębieniem się w problem. A tak właśnie dzieje się w przypadku najnowszego filmu Aarona Sorkina. Proces Siódemki z Chicago to nic innego jak próba przedstawienia ważnego tematu w demagogiczny, skrojony pod określoną tezę sposób. Czy tego oczekujemy od jednego z najważniejszych „graczy” w tegorocznym, mocno okrojonym oscarowym wyścigu?
Zacznijmy od podstaw. Proces Siódemki z Chicago opowiada o tytułowej grupie siedmiu mężczyzn, którzy w sierpniu 1968 roku uczestniczyli w antywojennych protestach podczas konferencji Demokratów w Chicago. Rozprawa, która trwała miesiącami, rozpoczęła się we wrześniu 1969 roku i wymierzona była nie tyle w siedmiu oskarżonych, ale w ideę sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie. Wywodzący się z różnych ugrupowań – Studentów na rzecz Demokratycznego Społeczeństwa, Youth International Party czy Narodowego Komitetu na rzecz Zakończenia Wojny w Wietnamie – mężczyźni prowadzili osobne akcje protestacyjne, ale wobec wrogości sił policyjnych musieli się zjednoczyć. A wtedy właśnie doszło do sprokurowanych przez policję zamieszek, przez które Abbie Hoffman, Jerry Rubin, David Dellinger, Tom Hayden, Rennie Davis, John Froines i Lee Weiner stanęli przed sądem podczas jednego z najbardziej kuriozalnych procesów w historii.
Mamy tu więc klasyczną dychotomię: obywatel kontra państwo, wolność jednostki przeciwko systemowi. To problem poruszany na ekranie wielokrotnie, najczęściej w kontekście rasowym (wystarczy przypomnieć świetną i brutalną miniserię Netflixa Jak nas widzą z 2019 roku) – tu także zresztą kwestia rasy na moment staje się istotnym wątkiem, bo wraz z „Siódemką z Chicago” na ławie oskarżonych zasiada także Bobby Seale, współzałożyciel Czarnych Panter. Nie staje się on jednak formalnie ósmym członkiem grupy oskarżonych, gdyż na wniosek jednego z oskarżycieli proces wobec Seale’a zostaje unieważniony. I tak oto zostajemy z siódemką białych mężczyzn, głównie młodych lub bardzo młodych (w tej grupie jedynie David Dellinger miał już rodzinę), wobec których naprawdę trudno odnaleźć w sobie większą sympatię. Bez wątpienia nie można pozostać obojętnym w scenach jawnej niesprawiedliwości sędziego Hofmana (Frank Langella), ale Sorkin dość ogólnikowo potraktował swych bohaterów, z których każdy zapewne zasłużył na nieco więcej reżyserskiej uwagi.
Bo o ile bez wątpienia Proces Siódemki z Chicago świetnym aktorstwem stoi, to z taką samą pewnością można stwierdzić, że Eddie Redmayne (najbardziej nietrafiona decyzja obsadowa), Alex Sharp, Sacha Baron Cohen, Jeremy Strong, Yahya Abdul-Mateen II, Mark Rylance czy Joseph Gordon-Levitt chcieliby mieć tutaj trochę więcej do zagrania. I choć z pewnością któryś z nich przypieczętuje występ w filmie Sorkina oscarową nominacją – obstawiam kogoś z trójki Redmayne-Cohen-Rylance – to nie można oprzeć się wrażeniu, że trochę za mało tu emocji jak na kino sądowe. Wystarczy przypomnieć sobie najsłynniejsze dzieła utrzymane w tej konwencji – Dwunastu gniewnych ludzi, …I sprawiedliwość dla wszystkich czy choćby Ludzi honoru – by zrozumieć, że w porównaniu z tymi świetnie napisanymi, kipiącymi od emocji dziełami Proces Siódemki z Chicago wypada odrobinę blado, także ze względu na brak kontekstu dla bohaterów.
I jedyne, co pozostaje w widzu po obejrzeniu dzieła Sorkina to poczucie, że obejrzało się właśnie bardzo solidnie wykonany film, w którym choć wszystko jest na miejscu, to jednocześnie brakuje ognia. Patetyczny w wydźwięku finał tylko utwierdza widza w przekonaniu, że oto nie obcowaliśmy z dziełem filmowym sensu stricto, lecz z demagogiczną pogadanką o prawach obywatelskich, która – niestety – okazuje się mieć wiele punktów stycznych z obecną sytuacją społeczno-polityczną w Stanach Zjednoczonych.
Ocena: 6/10
Tytuł: Proces Siódemki z Chicago
Tytuł oryginalny: The Trial of Chicago 7
Premiera: 25.09.2020
Scenariusz i reżyseria: Aaron Sorkin
Zdjęcia: Phedon Papamichael
Muzyka: Daniel Pemberton
Obsada: Eddie Redmayne, Alex Sharp, Sacha Baron Cohen, Jeremy Strong, John Carroll Lynch, Yahya Abdul-Mateen II, Mark Rylance, Joseph Gordon-Levitt, Frank Langella