Już sekwencja otwierająca najnowsze dzieło Petera Stricklanda jest małym dziełem sztuki – ujęcia jadącej na rowerze Chiary D’Anny, splecione z fantazyjną czcionką czołówki, zdjęciami insektów i fantazyjnymi odcieniami szkarłatu, złota i fioletów, wprowadzają widza w baśniowy mikrokosmos, w którym rozgrywa się namiętna gra dwóch bohaterek. Duke of Burgundy ani na chwilę nie opuszcza tej magicznej krainy, z rzadka tylko odsłaniając jej związki z prawdziwym światem.
Strickland to reżyser o niewielkim dorobku, lecz już rozpoznawalnych zainteresowaniach twórczych. Inspirują go zakamarki ludzkiej natury, z jej tajemniczością i irracjonalnością. Nie boi się tematów, które dla jednych byłyby wstydliwe, dla innych niegodne. W Berberian Sound Studio eksplorował wątek szaleństwa narastającego w wyniku wątpliwości natury moralnej, w debiutanckiej fabule Katalin Varga analizował stan bohaterki, która szuka zemsty na swoich oprawcach. W Duke of Burgundy brytyjski reżyser skupia się natomiast na fetyszystycznej relacji dwóch kobiet, testujących granice dyskomfortu i upokorzenia. Starsza z nich, Cynthia, jest uznanym entomologiem, zaś młodsza Evelyn właśnie zgłębia tajniki lepidopterologii. Bohaterki łączy uczucie oparte na dominacji – codziennie odgrywają scenki, w których stają się panią i służącą, dając upust swoim niecodziennym potrzebom.
Film Stricklanda to nie historia erotyczna – to erotyka w czystej postaci, lecz nie taka, jaką znamy z okładek tanich czasopism. Każdy kadr Duke of Burgundy nasycony jest elektryzującą namiętnością, a relacje bohaterek, choć wystudiowane, zdradzają głębokie i zmysłowe uczucie. Ogromne znaczenie mają w stricklandowskiej baśni wspomniane na wstępie kolory, które nie tyle stają się bohaterami poszczególnych ujęć, lecz wypełniają je w równym stopniu co aktorki i scenografia. Duke of Burgundy to właśnie film stuprocentowo kobiecy – na ekranie obserwujemy jedynie perfekcyjnie zadbane, silne przedstawicielki płci pięknej (na czele z Sidse Babett Knudsen), niewymagające zainteresowania mężczyzn. Kobiece są gesty i dotyki, kobiece są spojrzenia, westchnienia i pocałunki. To film, który – z perspektywy nic nierozumiejącego samca – wydaje się być kwintesencją kobiecości.
Nowym filmem brytyjski reżyser, który ze względu na brak zainteresowania zmuszony był szukać dystrybucji poza swoim ojczystym krajem, udowadnia, że ma coś do powiedzenia we współczesnym kinie autorskim. W zasadzie każda jego pełnometrażowa fabuła okazywała się artystycznym sukcesem, za którym co prawda trudno spodziewać się powodzenia finansowego, ale które daje pewien rodzaj twórczej wolności. A w interesie nas wszystkich – wielbicieli kina w każdej postaci – powinno być to, by Peterowi Stricklandowi nigdy tej wolności nie zabrakło.
Tytuł: The Duke of Burgundy
Premiera: 6.09.2014
Scenariusz i reżyseria: Peter Strickland
Zdjęcia: Nicholas D. Knowland
Muzyka: Faris Badwan, Rachel Zeffira
Obsada: Sidse Babett Knudsen, Chiara D’Anna