Nie znamy dokładnego miejsca ani czasu, ale z każdym kolejnym ujęciem lepiej poznajemy dramat, który rozgrywa się w życiu 12-letniej Afrykanki Komone. Gdy jej wioskę, gdzieś w subsaharyjskiej Afryce, najeżdżają rebelianci , dzieciństwo dziewczyny dobiega końca. Zmuszona przez bojowników do zastrzelenia rodziców, zostaje wcielona w szeregi wywrotowej grupy, rozpoczynając życie znaczone ciężką pracą i cierpieniem.
Kim Nguyen nie oszczędza widza, ale też nie epatuje zwierzęcą przemocą – łuski z magazynków sypią się setkami, a wysłannicy Wielkiego Tygrysa nie należą do litościwych, jednak kanadyjski reżyser uniknął pułapki krwawego widowiska. Umiejętnie prowadzi narrację, oddając ją w ręce młodej Komony, która z godnością przyjmuje wszelkie niegodziwości, jakie serwuje jej los. W pierwszych ujęciach Wiedźmy wojny bohaterka rozpoczyna opowieść, której adresatem jest jej nienarodzone dziecko. Mówi o tym, jak została żołnierzem, a także o tym, jak odkryła w sobie niecodzienne właściwości, które przyniosły jej tytułowy pseudonim i awans w rebelianckiej hierarchii, którego zwieńczeniem było otrzymanie karabinu wykonanego specjalnie przez Wielkiego Tygrysa.
Snując swoją opowieść, Komona zaprasza nas do świata, który – choć po afrykańsku niezwykle barwny – jest czarno-biały, bo są w nim tylko ci, którzy są z nami lub z nimi. Nie istnieje mniejsze zło, nie ma półśrodków – zabijesz swych bliskich lub będziesz patrzeć na ich powolną agonię, strzelisz do wroga lub on strzeli do ciebie. Nguyen ukazuje nam świat bez kompromisów, w którym bohaterowie nie mogą być niczego pewni. Bohaterka, pomimo swej stosunkowo mocnej pozycji w grupie rebeliantów, musi wciąż ciężko pracować i drżeć o swe życie, walcząc przy tym z głodem i wyczerpaniem. Mimo ekstremalnych warunków, w których przyszło żyć bohaterom, walczą oni o resztę normalności, którą udało im się w tym koszmarze ocalić.
To, co najbardziej zadziwia w bohaterce, to umiejętność kochania – wydawałoby się, że po wszystkich okrucieństwach, jakich doznała i które widziała, tak młoda istota nie będzie już zdolna do odczuwania czegokolwiek poza cierpieniem. Dzieje się jednak inaczej – Komona podchwytuje zainteresowanie Czarownika, a jego skłonność do dzielnej nastolatki widać już od sceny, w której daruje swej przyszłej oblubienicy niewiele, bo jedynie paczkę herbatników. Ten prezent jednak jest cenniejszy od największego daru, zaś późniejsze działania Czarownika wnoszą w życie dziewczyny promyk nadziei, że w jej krótkim życiu zasłużyła na coś więcej niż przemoc i strach. Zgodnie z zasadami dramaturgii, umiarkowane szczęście bohaterki nie trwa długo, a ton jej opowieści ponownie staje się przygnębiający.
Cierpienie nastoletniej Konomy – jej walkę z okropnym uczuciem nienawiści do niechcianego dziecka, prześladujące ją poczucie winy wobec rodziców – doskonale wygrała Rachel Mwanza, naturalnie debiutantka, której kreacja spotkała się z zachwytem jurorów podczas zeszłorocznego Berlinale. Nastolatka z Demokratycznej Republiki Konga zaprezentowała niezwykle dojrzałe, emocjonalne aktorstwo, choć gesty i mimika pozostały oszczędne. Wiedźma wojny to praktycznie teatr jednej aktorki, w której jednak otoczenie staje się równorzędnym bohaterem. Rebelianci zlewają się w jedną, bezkształtną, brutalną masę, zaś dżungla i rzeki stają się sceną dla wielkich dramatów protagonistki. Na tym tle Konoma-Rachel błyszczy wyjątkowo mocno.
Tytuł: Wiedźma wojny
Tytuł oryginalny: Rebelle
Premiera: 17.02.2012
Scenariusz i reżyseria: Kim Nguyen
Zdjęcia: Nicolas Bolduc
Obsada: Rachel Mwanza, Serge Kanyinda, Mizinga Mwinga, Ralph Prosper