Widziany z perspektywy à la wczesne Grand Theft Auto samochód jedzie w niewiadomym kierunku – wiemy jedynie, że przejeżdża przez coraz rzadziej zabudowane tereny. Perspektywa się zmienia i widzimy ten sam pojazd od tyłu, jadący drogą w leśnej gęstwinie. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach kamera zabiera nas do wnętrza samochodu, ale i wówczas dowiadujemy się niewiele. Wieża. Jasny dzień Jagody Szelc właśnie w ten sposób angażuje widza – ostrożnie, stopniowo dawkując mu elementy wtajemniczenia w opowiadaną historię. Jednego jednak Szelc nie szczędzi widzom – napięcia.
Folk horror jest obecnie w rozkwicie i Wieży blisko do tej estetyki, ale tylko pozornie. Jagoda Szelc tworzy coś w rodzaju prowincjonalnej psychodramy, w której mistycyzm stanowi zaledwie jeden z elementów, ochoczo mieszając się ze skrajnie przyziemną tematyką rodzinnych perturbacji. Główną bohaterką Wieży. Jasnego dnia jest Mula (Anna Krotoska), na oko czterdziestoletnia kobieta mieszkająca gdzieś na górskiej prowincji z mężem Michałem (Rafał Cieluch), córką Niną (Laila Hennessy) i poważnie chorą matką Adą (Anna Zubrzycki). Mimo życiowych trudności Mula zdaje się dobrze ogarniać życie swojej rodziny – do czasu aż z okazji pierwszej komunii Niny do jej domu zjeżdżają się brat Andrzej (Rafał Kwietniewski) z żoną i dwójką dzieci, a także z od lat nieobecną w rodzinie Kają, siostrą Muli i Andrzeja, biologiczną matką Niny. Napięcie pomiędzy siostrami jest mocno wyczuwalne, ale z początku wydaje się, że ważna uroczystość będzie idealną okazją do pojednania rodzeństwa.
Nie trzeba być dyplomowanym psychologiem, by wyczuć, że w tej rodzinie wydarzyło się coś nieprzyjemnego, ale Jagoda Szelc ani myśli dawać widzom gotowych odpowiedzi. Nie dowiemy się, co było powodem wieloletniej nieobecności Kai, nie poznamy okoliczności, w jakich Mula stała się matką dla swej siostrzenicy, nie dowiemy się, jaką rolę pełnił w życiu rodzeństwa zmarły już, a ledwie wspomniany w filmie ojciec. Ponoć w trakcie pracy nad Wieżą ekipa aktorska poznała pełną historię swych bohaterów, ale na ekranie otrzymujemy zaledwie strzępki tejże historii. Dzięki temu Szelc udało się osiągnąć efekt, którego znaczenie tak często w swych wypowiedziach podkreśla – dowolność interpretacji. Wydarzenia, które obserwujemy w debiucie młodej reżyserki, są ze wszech miar niejednoznaczne, a sposobów na ich wytłumaczenie jest tyle, ilu jest widzów. Wokół bohaterek dzieją się rzeczy mistyczne, niewyjaśnione, wymykające się racjonalnemu postrzeganiu, ale dzięki specyficznej stylistyce, kojarzącej się z domowymi nagraniami z wczesnych kamer wideo, to, co nadnaturalne harmonijnie splata się z tym, co rzeczywiste. Sielska prowincjonalna historia podszyta jest potężnym ładunkiem napięcia rodem z kina grozy, ale próżno szukać tu gatunkowych rozwiązań charakterystycznych dla horrorów czy thrillerów.
Ci, którzy gustują w kinie wysmakowanym plastycznie i precyzyjnie zrealizowanym, powinni Wieżę. Jasny dzień docenić podwójnie. Debiut Jagody Szelc ma w sobie lekkość wiejskich impresjonistycznych pejzaży, a także wyraźną i, jakby w kontrze do tej lekkości, niepokojącą symbolikę. To właśnie krótkie, z pozoru nieniosące ze sobą znaczenia kadry wprowadzają do debiutu Szelc element niepokoju, dzieląc warstwę wizualną filmu na rzeczywistą i umowną. Te symboliczne kadry okazują się być nie mniej ważne niż sceny familijnych interakcji, które dynamiką relacji pomiędzy bohaterami i sposobem prowadzenia kamery przypominają znakomitą Sieranevadę (2016) Cristiego Puiu, a to należy uznać za wyjątkowy komplement. Atmosferę Wieży tworzą też świetni aktorzy, zupełnie nieznani szerszej publiczności, dotychczas kojarzeni raczej z teatrem i telewizją niż kinem. Anna Krotoska i Małgorzata Szczerbowska świetnie poradziły sobie ze stworzeniem psychologicznie wymagających postaci, a zwłaszcza pierwsza z nich, wcielająca się w bardziej ekstrawertyczną Mulę, wypada w Wieży brawurowo. Co ciekawe jednak, to Szczerbowska została wyróżniona za swoją kreację podczas wrocławskiego Festiwalu Aktorstwa Filmowego.
Wieża. Jasny dzień to film nietypowy z wielu względów: rzadko kiedy debiut reżyserski otrzymuje nagrodę za scenariusz w Gdyni, by za chwilę trafić do programu ważnej sekcji Berlinale; mało który polski film może pochwalić się niemal wyłącznie wrocławską obsadą (przez co Wieża jest mi jeszcze bliższa); wreszcie – elementy grozy to pięta achillesowa polskich filmowców, ale Jagoda Szelc zdaje się być artystką nieustraszoną. Choć jej temperament pasowałby raczej do szalonych blockbusterów, bezkompromisowa reżyserka perfekcyjnie odnajduje się w kinie arthouse’owym. Miejmy nadzieję, że dzięki staraniom Szelc małe, intymne obrazy podobne do Wieży. Jasnego dnia na stałe wejdą do repertuarów wszystkich, nie tylko studyjnych kin w Polsce.
8/10
Tytuł: Wieża. Jasny dzień
Premiera: 23.03.2018
Scenariusz i reżyseria: Jagoda Szelc
Zdjęcia: Przemysław Brynkiewicz
Muzyka: Teoniki Rożynek
Obsada: Anna Krotoska, Małgorzata Szczerbowska, Rafał Kwieciński, Anna Zubrzycki, Dorota Łukasiewicz-Kwietniewska, Rafał Cieluch, Laila Hennessy, Artur Krajewski